Gdzieś początkiem marca napisał do mnie kumpel, że otwierają w Krakowie "Muzeum Automatów". Początkowo pomyślałem, że to chyba mu się pomyliło z istniejącym już "Muzeum Fliperów", ale jednak nie. Okazało się, że to nowa miejscówa, dedykowana głównie maszynom z ekranem i manipulatorem, a nie takim, które wyposażone są w stół, ruchome łapki oraz kulki
Momentalnie umówiliśmy się na jeszcze wtedy odległy i bezpieczny dla nas termin 30 marca, na wspólny wyjazd, aby ponaparzać w automaty jak za starych, dobrych czasów.
Nasze oczekiwania były z goła odmienne - kolega liczył na te "nowsze" urządzenia (czytaj te, które dominowały w połowie lat 90 w Polsce i później), skakanki, strzelanki no i oczywiście klasyk nad klasyki
Alien vs. Predator od Capcom, podczas gdy ja miałem nadzieje zobaczyć nieco więcej klasyki, lata 80, w końcu nazwa "muzeum" zobowiązuje, hity, które doskonale znamy z początków Pegasusa, a których fundamenty zakopane są właśnie w tamtych, odległych już latach.
Jak się okazało żaden z nas nie był zawiedziony, ale po kolei
Wyruszyliśmy w sobotni poranek. Podjarani jak za małolata gdy turlało się na drugi koniec miasta aby chociaż tylko popatrzeć na taki automat w akcji. W trakcie drogi nie stygły gorące dyskusje o tym, co możemy tam zastać oraz wspominki o tym, gdzie i jakie gry rozstawione były po naszym mieście za gówniarza. Zapał studziła jedynie wiadomość, a konkretnie niepotwierdzona informacja, jakoby wejściówki były na czas, a nie na cały dzień tak, jak się tego spodziewaliśmy po wizycie w tym drugim Muzeum - Pinballi.
Na miejsce dotarliśmy szybko (w końcu A4 motzno) i w miarę sprawnie.
Kraków Arcade Museum mieści się w dość sporej odległości od centrum, lecz z łatwym dojazdem zarówno z autostrady jak i z miasta.
Oto adres >> Centralna 41A, 31-000 Kraków // oraz
LINKA DO MAPYTo ten sam, jeden wielki budynek, w którym mieści się park trampolin, wrotkarnia i inne cuda, niemniej jednak całość budzi dość mieszane odczucia ponieważ wygląda to jak squot albo jakiś magazyn. W każdym razie samo muzeum jest dość słabo rozreklamowane (może poprostu jeszcze i w przyszłości się to zmieni).
Zaparkowaliśmy. Poczekaliśmy kilka minut na jeszcze jednego kolege, który dotarł do nas z centrum i niemal w podskokach udaliśmy się do wejścia.
Na tak zwane "dzień dobry" jest karteczka, a w zasadzie dwie. Na jednej widnieje nazwa tego gdzie wchodzimy, a na drugiej są godziny otwarcia.
W tygodniu od środy do piątku można zaglądnąć w godzinach od 16 do 21, natomiast podczas weekendów Muzeum czynne jest od 10 do 22.
Za drzwiami wita nas ponury, surowy korytarz i kolejne drzwi, zza których już słychać ten charakterystyczny dźwięk, dźwięk zwiastujący doskonałą zabawę
Witamy się z Szefostwem przy dość sporym barze, chociaż to bardziej jak recepcja w jakiejś firmie, bo (na chwilę obecną) oprócz biletów wstępu serwowane są tam tylko podstawowe napoje i woda.
No i tu jednak lekkie rozczarowanie. Zostaliśmy grzecznie poinformowani, że narazie, przez pewien okres czasu, dopóki hype nie opadnie, dostępne są jedynie wejściówki dwugodzinne w cenie 20zł od osoby i "wjazdy są falami" czyli od godziny 10 co 2 godziny. Oczywiście, możemy sobie wejść w dowolnym momencie, ale koszt do najbliższej "zmiany" pozostaje taki sam bez względu na to, ile jeszcze czasu zostało. My byliśmy dokładnie o 12:15 więc bez zastanowienia przełknęliśmy te piętnaście gorzkich minut
Pytając o pozostałe dni dostaliśmy informacje, że w tygodniu wejściówka kosztuje 30zł i nie ma limitu czasu ALE sprawne oko i główka dostrzegną janusza w tym biznesie. Owszem, trzy dyszki i możemy siedzieć ile wlezie, tylko jeśli policzymy godziny otwarcia to wyjdzie nam ich (aż) 4, wobec czego w porównaniu do weekendu to płacimy jedynie 10zł mniej w ogólnym rozliczeniu.
OK, dla ludzi z okolicy może to i dobre rozwiązanie, jednak z perspektywy dojeżdżających to praktycznie nie opłaca się atakować poza weekendem...
Mamy nadzieje, że szybko się to zmieni, bo w takim rozrachunku, mimo znakomitych gier, jednak bardziej opłaca mi się przyjechać do tamtego drugiego Muzeum na Kazimierzu.
No ale właśnie! Dość już tego pitolenia! Do gier!
Oto średnio dobrze sklejona panorama tego, co widzimy od wejścia - przy ladzie z biletami.
A tutaj już zupełna porażka panoramy, ale ukazująca widok na salę z drugiej strony, jakbyśmy stali po przekątnej do wejścia.
No i muszę Wam powiedzieć, że jest tego sporo, naprawdę sporo!
Od całkiem starych, przez perełki - klasyki, aż po te nowe + ścigałki i jedna skakałka (dokładnie
Pump It Up).
Na początku uderzyłem od pierwszego automatu z brzegu. Szedłem i fotografowałem każdy kolejny, bez względu na to czy był sprawny czy nie. Niestety część było wyłączonych, a nie ukrywam, że w takiego
Popeye,
Dig Duga czy
Operation Wolf bym ponaparzał z równą przyjemnością co w pozostałe klasyki.
Przyjąłem taką taktykę ponieważ po tym jak się dowiedzieliśmy, że wejściówki są "godzinowane", to niemal jednogłośnie zdecydowaliśmy, że wchodzimy na dwa razy - pierwszy raz na obczajkę i aby pograć w to, co absolutnie chcemy, a potem drugi raz już konkretnie w to absolutnie musimy (patrz AvsP, haha).
Wszystko jest opstrykane i nie będę tutaj listował wszystkich gier, powiem tylko, że byłem absolutnie wniebowzięty móc pograć w takie cudeńka jak
Mario Bros ztj "Mr Mary" (pozdro
DAF!),
Donkey Kong 3 (nie, to jeszcze nie
Ebola edition ),
Galaxian,
Galaga,
R-Type,
Tempest,
1942,
Time Pilot,
Virtua Cop 2... no i oczywiście... a może przede wszystkim... oto ON... PRAWDZIWY... JEDYNY... WYJĄTKOWY... Panowie, proszę uklęknąć, Jego Wysokość >>
PlayChoice-10:
Powiem Wam szczerze, że na początku ominąłem ten automat. HAHA, serio, patrzę,
Contra, se myślę, o fajnie, zawsze chciałem w C zagrać na automacie, zrobiłem foto i podszedłem do następnego... i nagle... BUM! Jasna cholera, przecież to nie był arcade z
Contrą!
Momentalnie zawróciłem i zacząłem się przyglądać, dotykać, wąch... echem... sprawdzać autentyczność
Owszem, maszyna nieco sfatygowana, jednak chwała im, że w ogóle jest! Najbardziej zużyte były chyba gałki, dało się grać, ale trzeba było czynnie dzielić uwagę pomiędzy tym, co działo się na ekranie a tym, żeby dokładnie "wrzucać" kierunki.
Zrobiliśmy z kolegą rundkę w
Contre i doszliśmy aż do Snow Field.
Co do odczuć, powiem Wam tak, gra się identycznie jak na Pegasusie z erkejd stikiem (nawet faza na bosie na wodospadzie była dokładnie taka sama, haha), no bo wiadomo, siedzi tam nic innego jak NES tylko z customowym PPU i Zilogiem zawiadującym systemem.
Apropo systemu, można w każdym momencie wyjść z gry do "menu głównego" i wybrać inną gre.
Sprawdziłem pobieżnie pozostałe - wszystko jak na Naszej Ukochanej Konsoli - wrażenia z samej gry jednak BEZCENNE!
Jak już ustrzeliłem każdej maszynce fotkę to wróciłem do staroci i katowałem aż do końca czasu. Najwięcej radości? Hmm... trudno wybrać, ale chyba najwięcej serca zostawiłem przy "Mr Mary" oraz
Donkey Kong 3 Swoją drogą zastanawiałem się sporo nad tym, w jaki sposób Pan Szef rozwiąże kwestię egzekwowania tych pełnych godzin, no bo co? Nagle wyłączy cały prąd na sali i każe się wynosić?
Otóż nie, było bardzo fajnie i miło. Na kwadrans przed końcem czasu włączane były wszystkie główne światła, natomiast na pięć minut przed końcem Właściciel osobiście robi rundkę dookoła sali informując każdego gościa o tym, że czas dobiega końca. Nie widziałem aby ktoś kombinował, chował się czy robił jakieś numery, a nawet jak się ktoś wciągnął i zapomniał o świecie, to po tych 5 ostatnich minutach był powtórnie informowany, że czas opuścić rejon ponieważ następni ludzie już czekają na linii startu - tak, nikt nowy nie jest wpuszczany zanim sala nie opróżni się z ostatniej osoby z poprzedniego wjazdu.
Ponadto, na każde, następne 2 godziny dostajemy opaskę na rękę w innym kolorze, więc nawet jeśli ktoś się schowa pod siedzenie w
Jurassic Parku to i tak zostanie zdemaskowany
ale to oczywiście moje fanaberie, generalnie była kulturka i nawet jak ktoś zostawał w tyle to "siłą tłumu" wychodził razem z innymi, aby nie zostać sam jak na patelni.
Trzea było jeś
Udaliśmy się do pobliskiej jadłodajni, oddalonej dosłownie o 100m, gdzie spożyliśmy co-nie-co i tyleż również i wypiliśmy, chociaż kraftowe podniebienie nie pozwalało nam raczyć się czymś gorszym niż Tyskie IPA... ta, człowiek jednak docenia tego "kraftowego koncerniaka" w momencie jak trafi do miejsca gdzie opórcz tego nie ma absolutnie nic innego co by się dało wypić
Po dwóch godzinach przerwy spędzonych nie tylko na konsumowaniu, lecz również na dzieleniu się wrażeniami z "pierwszego wejścia", zaatakowaliśmy drugi raz i tutaj już bez fotek, ponieważ skoncentrowaliśmy się głównie na maksymalnym wykorzystaniu tych dwóch godzin na grę.
Na specjalną uwagę zasługuje bez mała ten taki poczciwy automacik "Air Basket", gdzie waląc pięścią w wystającą połówkę piłki do kosza, wystrzeliwujemy w powietrze pingpongowe piłeczki i należy to robić tak skutecznie, aby trafić do jednego z trzech, umieszczonych na różnych wysokościach koszy. Nigdy przedtem tego nie widziałem a zabawa naprawdę przednia. Spędziliśmy tam grube 15 minut rywalizując na przemian
Po skończonym czasie udaliśmy się jeszcze (poprawić) do Pubu "Omerta" w centrum przy wymownej ulicy Kupa 3, no i w okolicach godziny 21 zbieraliśmy się do powrotu.
Podsumowując.
Fajne miejsce, zdecydowanie warte odwiedzenia. Masa doskonałych gier. Nie można się nudzić.
Liczę jednak, że w niedalekiej przyszłości będzie można wejść już swobodnie, raz na cały dzień, no i że reszta tych zabytkowych automatów będzie już w pełni sprawna.
Pod spodem linka do paczki z wszystkimi zdjęciami.
Z góry bardzo Was Wszystkich przepraszam za jakość, ale sami wiecie jak w półmroku robi się zdjęcia smartfonem...
Ach, jeszcze jedna informacja - te zdjęcia, na których sfotografowany jest jedynie sam ekran, bez budy, oznacza, że to pirat.
>> http://mwk1.vot.pl/contrabanda/stuff/krakowarcademuseum.rarDzięki za czytane.
Pozdrawiam!