Byłem na "Pikselach", które oglądałem z wielką przyjemnością mimo obecności Adama Sandlera. Mnóstwo hermetycznych żartów, których część była wymuszona (prawdopodobnie) brakiem licencji. Np. scena walki ciemną nocą, w której dwóch typów stało do siebie plecami z plazmowymi gnatami lufami do góry strzelając do kosmitów - wiecie, niby nie było czerwonych sztruksów, ale każdy wiedział o co chodzi.
Przez całą drogę powrotną z kina dyskutowaliśmy m.in., czy kwestia " You smell like genesis" nawiązywała do Segi, czy księgi rodzaju, czemu nikt nie używał kodu konami (który nie potrzebował przecież licencji) i dlaczego film miał tak skrajnie ssące zakończenie.
Jeden z niewielu filmów, który z wielką przyjemnością oglądałem w kinie dzięki atmosferze nerdowego towarzystwa.