Yeey!
Pierwsze żółwie to jedna z pierwszych gier, które miałem na Pegasusie. Na szczęście w wersji, gdzie selectem wybierało się poziom startowy, bo inaczej przez te cholerne pływanie nic bym nie zobaczył... Poziom 3 przerastał mnie ogromem, tak samo czwarty, piąty udało mi się przejść jeszcze za dzieciaka, wystarczy dobrze operować donem i mieć maaasę cierpliwości... ostatniego nie. Za dzieciaka nie przepadałem, ze względu na trudność, chociaż doceniałem elementy, gdzie mogłem strollować grę. Komuś na zlocie (chyba Robiemu) udowodniłem, że Mike może doskoczyć do rakietek na początku poziomu 3 na skróty, co pokazuje, ile drobiazgów jest w tej grze.
Obecnie patrzę na nią inaczej. Wciąż irytuje losowe odradzanie losowych przeciwników. Podwodę umiem przejść, ale umówmy się - przejście korytarza krzaków bez otrzymania strzała na ryj jest niemożliwe, te hitboxy są tam tak nieczytelne... generalnie większość trudnych sekcji przechodząc, korzystając z Błędów gry. No i irytuje nierówny poziom mocy żółwi, Don wymiata, reszta to tam tam weź nie denerwuj. krótka nietykalność po zarwaniu tuby na ryj też męczy, bardziej niż latające głowy nad przepaściami w Castlevanii.
Z drugiej strony, kapitalna muzyka i grafika, różnorodna gra, gdzie każdy poziom jest ciut inny, masa sekretów i, mimo wszystko, solidny acz niedopracowany rdzeń rozgrywki. Cieszą detale, takie jak odbijanie porwanych żółwi, które utraciliśmy, czy nieobecność utraconych w animowanych scenkach. Mam wrażenie, że Konami porwało się z motyką na słońce i wymiatacze postanowili po raz kolejny przesunąć granice możliwości konsoli, lecz zabrakło trochę umiejętności, a trochę technologii, a trochę pewnie czasu i budżetu... Konami nie raz udowadniało, że rozbudowane mappery to dla nich woda na młyn, tutaj nie dostali szansy się wykazać, a szkoda, taki MMC3 czy MMC5 zrobiłby robotę.
Finalnie nie przeszedłem, w tym roku się zawziąłem, ale po dojściu ze 2 razy do finałowego bossa... straciłem wenę. to u mnie częsta przypadłość, nie kończenie gier.
6/10
PS wiecie, że to jedna z niewielu gier, gdzie klatkaż jest zatrzymany na 30? raczej rzadko spotykana technika, tym ciekawsza, że jak rozumiem, MMC1 nie ma licznika cykli czy linii. Tyle odnośnie talentu programistów z Konami.
https://youtu.be/IQzQxRgsFMY?t=9293 dni temu bym o sam tym nie wiedział.
Dwójka to dla mnie kupsztal. Ok, ładnie zrobili oprawę graficzną i dźwiękowa, ale gra to w 90% atak klonów, na których jest 1 skuteczny patent, powodujący szybki ból kciuka. Gra jest zauważalnie dłuższa od średniej na platformę, ale przy tej monotonii to żaden plus. Widocznie w Konami styknęło grafików i Muzyków, a zabrakło programisty czy projektanta, który by sensownie ogarnął mechanikę. Jedna z najgorszych gier od Konami na NES, jak nie najgorsza. Wstyd.
Trójeczka to krok do przodu. Co prawda znowu walczymy w większości z klonami, ale walka nabrała głębi, a poziomy uroku. Teraz atak specjalny kosztuje punkt zdrowia, więc gra dostała element zarządzania zasobami. Brakuje mi większej możliwości interakcji z otoczeniem, podnoszenia przedmiotów, lubię takie aspekty w wybijankach. No i bossowie są strasznie pancerni, a walka z nimi to znalezienie tej jednej techniki, przy której nie tracisz żyćka i cierpliwe wykonanie, albo atak na pałę i módlmy się, żeby hp starczyło do końca.
Oczywiście, gra zyskuje na dwóch, gdzie możemy włączyć albo wyłączyć zadawanie obrażeń współżółwiowi. No ja zazwyczaj grałem na prostym, ale jak ktoś przeszedł Battletoads na 2 i mu mało... powodzenia.
Grafika i muzyka? Konami... i nic nie muszę dodawać.
Ogólnie, solidna produkcja. Samemu mi się nie chce do tego siadać, w tandemie z kimś mogę się pokusić. takie 7/10
Żółwiki Turniejowe to już najwyższa liga, krem kremów, miód nad miody, 10/10 którego będę bronił jak niepodległości i bez gadania najlepsza turniejowa bijatyka na Pegasusa, koniec kropka. Za dzieciaka nie grałem wiele, ale jak zacząłem się wkręcać w emulację i fora retro (2008) to ciupane było do porzygu, czy to z kuzynem na jednym ekranie, czy online (Misiek, odezwij się, jak to czytasz :*), najwięcej grałem Leo, potem uczyłem się Caseya, a przeciwnicy ogarniali głównie Ralpha (ah, nienawidzę tego ataku w obciąganie... )czy nubisiowego Shreddera. No i nie mogę zapomnieć o tym, że co drugi turniej, który próbowaliśmy rozegrać online, był w żółwiki. Tak, zgadliście, żadnego się nie udało dokończyć XD Towarzysze zapomnieli wspomnieć o możliwości użycia kulki, która potrafi wywrócić balans spotkania, czy różnicy w animacji w zależności od dystansu do przeciwnika, co pokazuje dbałość o szczegóły. Muzyka z mostu została zerżnięta w filmowym Mortal Kombat, składam pozew!
Co ciekawe, , jak czytałem opinie to na zachodzie czy w Japonii gra nie jest szczególnie ceniona, uważana za gorszą od wydania SNESowego czy ogólnie uboższa od dominujących wtedy bijatyk, wyrosłych na fali popularności Street Fightera 2. Bo sprajty mrygają, a liczba ciosów niezadowalająca. I kij wam w oko lamusy, ja tam zachwycam się prostym, acz wymagającym taktyki, jak i refleksu systemem ciosów. A komentarze o skrajnym braku balansu se w nochala wsadźcie, jeśli komuś Shredder jest nie do pokonania, to po prostu mało grał. A w przeciwieństwie do Street fightera 2, tutaj za tryb Turbo nie trzeba dopłacać, o!
Z resztą, pokazałem tę grę koledze z Brazylii, który wyrósł na ogrywaniu King of Fighters na automatach i pomijając, że mnie złoił w pierwszym podejściu (wstyd, wstyd) to docenił grę.
Kończąc, gra wybitna, jedyne przeciwwskazanie to ogólna awersja do turniejowych bijatyk. Całej reszcie polecam.