przesłuchałem sobie właśnie debiutancki LP zespołu
Black z roku 1987 roku. w sumie nie wiem, czego się spodziewałem. wszak to zespół zaledwie jednego przeboju, który każdy zna i zaśpiewa... lecz nazwy wykonawcy nie wymieni (i wcale im się nie dziwię!).
otwieracz elpekowy to klasa sama w sobie - nie bez powodu jest on katowany w
Złotych Przebojach,
VOX.FM, czy tam innych łagodnych przebojach
Radia Plus. dalej też jest świetnie, do trzeciego wałka utrzymuje się na prawdę wysoki poziom wykonawczo-artystyczno-kompozycyjny.
...a dalej?
wlecze się to, jakieś takie rozmemłane, ni to w te, ni to wewte... nie, żeby było jakoś mega tragicznie, ale spadek formy można odczuć natychmiastowo. taki tam, nie wychylający się ponad przeciętną adult-oriented contemporary (synth)(sophisti-?)pop. chuj- jak zwał tak zwał. fakt jeden pozostaje nie zbity i nie potrzebujemy wyszukanych etykietek muzycznych to tego. jest to album jak znalazł na imieninki dla cioci Gieni, wujka Staszka, babci Bonifacjendy i jej rozwydrzonego wnuczka z ADHD, Arka (zbieżność imion przypadkowa).
można posłuchać, nikt biczować nie będzie. ale jak już ktoś szuka "orgazmu dźwiękowego" w klimatach
AOR, to już lepiej sięgnąć po stare dobre Dire Straits, Stinga (i jego osławione efekty współpracy z Namco), Pink Floyd, Genesis i Yes z tejże epoki, nieśmiertelni Fleetwood Mac (bez Petera Greena), Prince, Asia, Queen....
a z mniej znanych to
Little River Band. ekipa z Australii, której udało się przebić (!!!) na rynku USA-ńskim, zaś gdzie indziej... no słyszeliście o nich? ja też jeszcze przed paroma laty nii. ale jak zapytacie losowego Amerykanina z klasy średniej lub pracującej w okolicach czterdziestki lub pięćdziesiątki o utwór
Reminiscing, to... zaczną od razu
rozpamiętywać... o pierwszych pocałunkach, o balach studniówkowych (te słynne "prom nights" z amerykańskich seriali) i o innych jakże cudownych chwilach, o których może sobie jedynie pomarzyć statyczny stulejarz-piwniczanin. nie mówiąc już o śpiewaniu! dokładnie tego!
wedle niektórych danych (BMI), "Reminiscing" jest na podium rekordzistów w kategorii "obecność na amerykańskich falach radiowych" z liczbą, bagadetala, ponad pięciu milionów "puszczeń".
no i tego, no... no! wiecie...
aaaaaaa, już wiem!
jak wieść gminna niesie, ponoć ten słynny
John Lennon chwalił sobie tenże utwór. kto wie, może w trakcie kontemplacji ww. kompozycji
rozpamiętywał pierwsze spotkania z Yoko Ono w galeriach sztuki współczesnej...
zespół (ze Stanów nie pochodzący, nadmienić należy!) tak szalenie popularny w kraju-mocarstwie... kraju tak szalenie ekspansywnym popkulturowo (vide
jazz, rock 'n roll, blues, rap, Hollywood, Dziki Zachód, komiksy, porno, horrory, kreskówki, McDonald's, Adidas, Microsoft, Apple, Atari, Netflix, Star Trek, Moda na Sukces, Waterman, Donald "kuźwa" Trump, HBO, Monica Levinsky, cygara prezydenckie, palenie ale nie zaciąganie się marihuaną and many, many others)... jest dziś znany
tylko w USA i na Antypodach. a Freddiego Mercury'ego czy Michaela Jacksona to nawet ciotka Wiesia kojarzy.
dlaczego tak się stało? ciężko stwierdzić. o tym można by zrobić ciekawą pracę akademicką, zahaczającą o takie zagadnienia, jak: preferencje poszczególnych muzycznych rynków zbytu, społeczny krajobraz danych rejonów świata na bazie wyników sprzedaży... jednego utworu. i parę innych jakże nudnych rzeczy, o których nie będę wam tu pierdolił!
najważniejsze - nie można wytwórni płytowej i menagementu oskarżyć o brak chęci. hell, mieli gotowy produkt, który już się doskonale sprawdził na rynkowych wodach
jebanego globalizatora popkulturowego!
z ciekawostek dodam jeszcze, że ich longplay z 1981 roku, "
Time Exposure", wyreżyserował brzmieniowo i aranżacyjnie nie kto inny, jak sir George "Piąty Bitels" Martin. nomen omen to jeden z najlepszych ich krążków!
równie ironiczna jest obecna sytuacja prawna Little River Band™. tak, ten trejdmark jest tam nie bez powodu.
tl;dr - za plecami założycieli zespołu i kompozytorów największych hitów kapeli (w tym sztandarowe "Reminiscing"), nowi członkowie LRB™ w połowie lat osiemdziesiątych przygotowali kontrakt, wedle którego oryginalni członkowie Małorzecznej Bandy Kilkorga zrzec się mają praw do nazwy Little River Band™. efektem czego - obecnie w "macierzystym" zespole nie ma nikogo, kto mógłby się legitymować A) pochodzeniem australijskim (sami Jankesi) B) obecnością w kapeli od samego początku (ba, obecnie nawet jakieś dwudziesto-trzydziestoparoletni muzycy sesyjni grają tam) C) prawami autorskimi do napisanych przez siebie największych przebojów LRB
co ciekawe, najbardziej zainteresowani nie przypominają sobie podpisywanie czegokolwiek! sprawa jest serio zawiła...
cwele była nawet parę lat temu niemała afera przy okazji niedoszłego występu
*ekhu-ekhem* Little River Band, hehe, w
"The Tonight Show" Jimmy'ego Fallona. oryginalni ojcowie założyciele, na czele z ikoną lokalnej australijskiej sceny,
Glennem
Shorrockiem, zagrozili wydawcy telewizyjnemu, stacji NBC, srogimi konsekwencjami prawno-finansowymi, jeżeli obecni właściciele LRB™ zagrają jakąkolwiek kompozycję przez nich pierwotnie nie nagraną, napisaną, lub też nie wykonywaną. nie obyło się oczywiście bez ostrych słów i innych kurwów mecenasków z Piaseczna, głownie ze strony krajanów
Łowcy Krokodyli i ogólnie pojętego skandalu.
w efekcie koncert w ostatniej chwili odwołano, zaś osoby mające prawa autorskie do nazwy Little River Band™ miały pozwać swoich byłych kolegów do sądu o odszkodowanie za straty finansowe związane z niepojawieniem się Little River Band™ w programie Fallona w ramach promocji nowego krążka. summa summarum, do pozwu nie doszło.
z drugiej strony,
Glenn Shorrock,
Graham Goble,
Beeb Britles (wymieniając tylko tych najważniejszych) i reszta oryginalnego składu, który formował się na przedmieściach Melbourne, nie mają prawa do występowania na estradzie, nagrywania i wydawania pod nazwą Little River Band™... i to mimo walk sądowych, w wyniku których ów nieszczęsny kątrakt się parokrotnie uprawomocnił - nie tylko w USA, ale też w ich rodzinnych, torbaczych stronach.
teraz te chciwe i obślizgłe gnidy ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej zbijają srogie hajsy z koncertów
in the US of A i z praw autorskich do nazwy LRB™. zaś ci, którzy przyczynili się do największych sukcesów Kapeli Małorzecznej i z moralnego punktu widzenia w pełni zasługują na lwią część zysków ze swą wieloletnią działalność... dostają jakieś wyszarpane ochłapy.
na szczęście, spośród wszystkich byłych brytyjskich kolonii, to właśnie Australijczycy najbardziej cenią sobie
honor. nie mniej niż skośni koledzy z północy - Japończycy. wierni fani oryginalnego Little River Band wspierają swych (hmm) idoli (?) w tej patowej sytuacji. ludzie związani z LRB™ dobrze wiedzą, że jeżeli chociaż przez chwilę podrepczą no australijskiej ziemi, to do domu wrócą w najlepszym przypadku z połamanymi kończynami, obsrani przez kangury, obszczani przez psy dingo, przeżuci przez misie koala i innymi licznymi obrażeniami na całym ciele.
działają też na odległość. miłośnicy twórczości Shorrocka i spółki są chociażby odpowiedzialni za nagłośnienie skandalu wokół występu-widmo w
"The Tonight Show", poprzez akcję informacyjną w internecie i raidowanie skrzynek mailowych NBC. dzięki nim także wielu niedzielnych zjadaczy kanapek z masłem orzechowym poznaje prawdę o Little River Band™. a w większości to są właśnie wspomnieni kilka akapitów wyżej stereotypowi przedstawiciele klasy średniej i robotniczej w średnim wieku, których próżno nazwać fana(tyka)mi na zabój, podróżujący od koncertu na koncert (vide Depeche, U2, RHCP, Iron Maiden itd...). a na takich nieświadomych można najłatwiej zarobić. często też informują właścicieli klubów i pubów amerykańskich, gdzie ma zagrać muzyczny "Gang Olsena". i dzięki temu sporo koncertów jest odwoływanych.
i tak niestety będzie do usranej śmierci, dosłownie. dopóki wszyscy zainteresowani nie odejdą na tamten świat... trwać będzie święta wojna.
i tym samym z jednej płyty o której chciałem napisać, wyszedł nam
Nieznany
Kanon Adult-Oriented
Rocka.
PS, tak, można to porównać do sytuacji Łosowskiego, Kombi i Kombii.
PS2, tak długo mnie nie było to se jebnąłem psota na pół kilometra. xD