miałem okazję zobaczyć
House of Pain na żywca dwa miesiące temu na Broodstocku. świetny, energetyczny gig, praktycznie cały spędziłem moshpitując ponad godzinę w rytm losangeleńskich rapsów:3 i to mimo tego, że tuż przed nimi grało
Orange Goblin (dla nich specjalnie przyjechałem!) i także nie oszczędzałem się w pogo:333
po części dlatego, że ich MC (Everlast) utrzymywał świetny kontakt z publiką. ja (i nie tylko ja, jestem tego naocznym świadkiem!) byłem praktycznie na każde jego skinienie palca. żywo odpowiadałem tym co w płucach miałem na jego tradycyjnie (lecz efektywnie) zastosowane zabawy estradowe
call & response. frontman Amerykanów z pewnością był zaskoczony tak ciepłym przyjęciem. zaś ja będąc na skraju wytrzymałości mojego serducha i odwodniony (wszystko co miałem na sobie przesiąknęło do cna potem), cały czas ostro nakurwiałem w pogo. i to mimo tego, że miałem jeszcze na suuuumieniu duże ilości alko w różnej postaci i zgon w kiblu przed stacją
Kostrzyn. xD
mile zaskoczony byłem (od samego początku gigu) obecnością na scenie całego zespołu (tj. perkusista, klawiszowiec, DJ nakurwiający na analogowym sprzęcie [!], hype man i oczywiście MC, który na dwa ostatnie kawałki głównego setu wziął do ręki gitarę akustyczną. nauczony doświadczeniami nabytymi na Castle Party i na poznańskich rapsowych gigach (m. in. Dwa Sławy, Que, Deyz), spodziewałem się jedynie pana z mikrofonem i jakiegoś platfusa w rurkach obsługującego macbooka. a tu nie dość, że
żadnych laptopów nie było na scenie (okazuje się że jednak były, pjany byłem i źle zapamiętałem, dop. jo) (nawet kibordzista z niego nie korzystał, afaik), to jeszcze mam kompletny backing band! ba, to na prawdę dobrzy instrumentaliści są, dobrze zgrani ze sobą. radość i energia. idealnie y było, gdyby jeszcze jammowali (jak The Roots, chociażby), no ale cóż, nie można mieć wszystkiego. na osłodę dodano dosyć standardowe, lecz i tak nie na odpierdol się wykonane solówki na bębnach, klawiszach i na gramofonach w specjalnie wyznaczonych do tego miejscach w setliście.
oprócz wykonanego wzorowo rapu z Zachodniego Wybrzeża, pod koniec uraczono nas dwoma skokami w bok dla urozmaicenia koncertu. pierwszy to był w 100% country rockowy numer i następny, utrzymany w podobnych klimatach, lecz wymieszany troszku z rapem. owe dwie przyprawy dobrze się wkomponowały w smak całego dania. Pokojowy Patrol nie zanotował ani jednego przypadku masowych epidemii grypy żołądkowej na polu festiwalowym, spowodowanej źle dobranymi kawałkami na kącercie House of Pain.
wady? byłem tak zmordowany, że zaraz po koncercie House of Pain poszedłem gdzieś do losowego lasu, położyłem se poszewkę namiotową (na miejscu się zorientowałem, że zgubiłem/zapomniałem stelaży do namiotu XD), wgramoliłem się do niej i wreeeeeszcie mogłem spaaaać.
niestety kosztem odpuszczenia sobie koncertu
New Model Army, których też chciałem zobaczyć! ja pierdole, co to za ustawianie w ramówce koncertowej pod rząd trzech praktycznie najwartościowszych kapel grających na tegorocznym Przystanku Wódkawsztok?! no dobra, może jeszcze Archive (też dobry koncert).
PS, to był mój pierwszy kontakt z ich muzyką.
PS2 pokoncertowe umówienie się z ludźmi z mojej wioski nie było problemem, bo w tym roku pojechałem na waleta. xD ot, łaziłem sobie, piwkowałem, winowałem, wódkowałem, integrowałem się z losowo spotkanymi ludźmi, rozkładałem się tam gdzie się jebłem pijany w nocy w lesie moim czerwonym plecakiem... i też się dobrze bawiłem.
PS3 teraz dopiero sobie obejrzałem to nagranie co jest wyżej... kurwa, ale energia, nawet w zaciszu mojej kamieniczki ta muza daje kopa.
szczególnie bębniarz nakurwia jak na złamanie karku
PS4 z miesiąc temu miałem nieprzyjemność usłyszeć debiutancką epkę
Profits Prophets of Doom, czyli RATM + Chuck D + B-Real -Zack de la Rocka. pozostawmy to wydawnictwo bez komentarza, albowiem było gigantycznym gównem. żal tylko tych gimnazjalnych gówniaków, którym PoD są prezentowani w mainstreamowej prasie pranżowej jak kurwa prawda objawiona...ech, już nawet Audioslave było lepsze.