Dynowarz: Destruction of Spondylus
*

Offline daf

  • *****
  • 1743
Dynowarz: Destruction of Spondylus
« dnia: Listopada 22, 2015, 14:20:18 »

Był taki czas - kilka lat, gdzieś w okolicach gimnazjum - gdy Pegasus i Sega poszły u mnie w odstawkę. A bo to komputer, a bo to nikt już nie grał, a bo to coś tam jeszcze. Ale nagle nastał dzień, gdy kolega przyniósł do szkoły emulator NES wraz z romem Battletoads and Double Dragon. "Pamiętasz Żaby na Pegasusa? Mam roma na płycie, chcesz?"
I zaczęło się od nowa, początkowo od emulowania wszystkich pamiętnych gier z dzieciństwa. Ponieważ stałego łącza jeszcze nie było, podpinało się na chwilkę pod telefon i jak najszybciej się dało, zasysało się randomowe romy z forum Gargiego - gargi.piwko.pl.
Jedną z takich gier, była gra Dynowarz [czyt. dynoważ]. Rom, który zawsze rzucał mi się w oczy na liście ściągniętych gier - pewnie dlatego, że nazwa pisana była wielkimi literami. Rom, którego - jak się okazało przed paroma dniami - nigdy od tego 2004 roku nie wrzuciłem jednak do emulatora. Ostatnio ujrzałem tę grę po raz pierwszy w życiu.


Dynowarz: Destruction of Spondylus, bo tak brzmi pełna nazwa, jest tytułem od grupy Bandai, wydany został w drugiej części 1989 roku. Jest to platformer, w którym za zadanie mamy - najprościej mówiąc - iść i strzelać, skacząc także od czasu do czasu. Wcielamy się tutaj w niejakiego profesora Proteusa, twórcę tzw. Robosaura, czyli masywnej konstrukcji zrobotyzowanego dinozaura. W grze będziemy sterować na przemian samym profesorem, oraz Robosaurem z profesorem za jego sterami.
Cała sprawa tyczy się wirusa, który zainfekował komputery na planetach układu słonecznego o nazwie Spondylus. Okazuje się, że za wszystkim stoi były partner Proteusa - dr Brainius. Musimy więc przebrnąć przez siedem planet, po brzegi wypełnionych wrogo nastawionymi robosaurami, aby zniszczyć i tym samym dezaktywować komputery AIC - Artificial Intelligence Compounds.

Cała rozgrywka wygląda wg następującego schematu:
- jako Robosaur pokonujemy powierzchnię jednej z siedmiu planet układu planetarnego,
- jako profesor infiltrujemy wnętrze AIC, niszcząc na końcu jego rdzeń,
- uciekamy z pomieszczenia AIC,
- lecimy na następną planetę.
I tak siedem razy, bez jakiegokolwiek urozmaicenia.

Gra przypomina mi trochę tytuł Air Fortress. Tam również kilkukrotnie wykonywaliśmy bardzo podobny schemat. Jednak w grze od HAL nie było to aż tak bardzo monotonne, może dzięki temu, że poziom trudności wzrastał wraz z postępem w grze. W Dynowarz przez siedem etapów jest tak samo łatwo. Poziom trudności w ogóle nie wzrasta, a etapy różnią się jedynie pokryciem planety!

Całe szczęście, że gra posiada passwordy, dzięki czemu nie musiałem przechodzić jej za jednym posiedzeniem, bo zgniłbym z nudów. Ostatni level zostawiłem sobie na poranek następnego dnia. ;) Z ciekawostek można dodać, że po wpisaniu passwordu 7777, możemy sobie na titlescreenie przewijać pomiędzy różnymi przeciwnikami w grze. Taka galeria robozaurów.

W grze mamy do wyboru parę rodzajów broni. Ale tylko, jako Robosaur. Profesor wyposażony jest jedynie w jednego rodzaju spread gun - coś a'la S w Contrze, ale nieco bardziej ubogie. Dinozaur ma za to pięć różnych ataków, wliczając w to domyślne uderzenie z ręki. Cztery z nich możemy upgrade'ować, łapiąc pod rząd ten sam powerup.

Muzyka jest o dziwo całkiem znośna, chociaż zapomnijmy tutaj o utworach dedykowanych dla konkretnych etapów. Jest utwór dla partii z profesorem, z robosaurem, titlescreen, cutscenka, credisty i to chyba tyle, więc po jakimś czasie gry mamy jej dość. Ale mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że na pewno odpalę sobie nsf z gry, bo warto.
Grafika jest za to bardzo uboga, dominują czarne tła z nielicznymi ozdobnikami. Jednak jest całkiem schludnie i oko nie piecze, gdy się patrzy na efekt końcowy. ;) Fajnie wyglądają cutscenki, ale jest ich aż... całe dwie.


Dynowarz to gra bardzo uboga, nie oferująca atrakcyjnej rozrywki na dłużej niż pierwsze pół godziny. Mimo to, jakoś się cieszę, że mam już w końcu ten jeden konkretny tytuł do przodu, że "słynny" DYNOWARZ.nes w końcu został przeze mnie rozpracowany i w końcu może iść w zapomnienie. A nuż, jeszcze kiedyś do tego tytułu wrócę...? Kto wie.


[Tekst pochodzi z listopada 2014]
« Ostatnia zmiana: Grudnia 08, 2015, 22:01:47 wysłana przez daf »