Spodziewam się jakie opinie na temat tej gry się pojawią. Gra wydana na NESa w 1994 roku, więc już u schyłku życia naszej konsoli. Dzięki tak późnej premierze - spodziewamy się dopracowanej oprawy audio-wizualnej i tutaj rzeczywiście nie ma do czego się przyczepić. Gra wygląda i brzmi naprawdę fantastycznie, wyciskając z konsoli niemalże wszystko co najlepsze. To tyle słowem wstępu. Przejdźmy do najważniejszego.
Gameplay
W grze wcielamy się w postać Mowgliego, który biegając po dżungli musi zebrać wszystkie klejnoty. W niektórych poziomach po zebraniu wszystkiego trzeba jeszcze dotrzeć do bossa. Rozgrywka jest dość rozbudowana, etapy dopracowane i naprawdę duże. Trzeba nie raz eksplorować naprawdę każdy zakamarek aby znaleźć wszystkie klejony. Zadania nie ułatwiają przeciwnicy: węże, małpy, kobry, wiewiórki - no ogólnie cały przekrój flory. Na szczęście wyposażono nas w podstawową broń, którą każdy kto przemierza dżungle z pewnością powinien mieć - banany. Ale to nie koniec. Na szczęście w każdym etapie (i w rundach bonusowych) możemy zebrać wiele power-upów. I tak nasz bananowy chłopiec może zebrać, m. in. podwójnego banana, banan bumerang czy maskę nietykalności.
Dużym plusem gry jest to, że historia jest ciekawie opowiedziana. Każdy etap to tak właściwie rozdział naszej przygody. A tych rozdziałów jest aż 10. Przed każdym z nich jest krótki zarys historii. Same poziomy również znacząco się różnią i każdy się czymś wyróżnia. I właśnie od historii zależy czy na końcu etapu musimy pokonać bossa czy też nie, bo wiem "tematem przewodnim" danych rozdziałów, są postacie pozytywne i negatywne. Rzecz jasna walczymy tylko z negatywnymi.
Nasz dzielny bananowy chłopiec biega, skacze, wspina się po lianach, skacze po drzewach - naprawdę potrafi wiele. Ale bierzcie na poprawkę, że sterowanie jest nieco specyficzne. Nie powiem, że kiepskie, bo jest moim zdaniem dopracowane i takie właśnie miało być, ale... trzeba jednak się do tego przyzwyczaić. Dużym plusem jest też łopata, którą możemy zdobyć po rozwaleniu jednego konkretnego przeciwnika na danym poziomie. Dzięki niej po ukończeniu rozdziału mamy bonus w którym biegamy przez 30 sekund i zbieramy bonusy ile tylko się da, m. in. dodatkowe życia. I to kolejny plus tej gry. Można tutaj zdobyć naprawdę wiele żyć - są poukrywane w każdym rozdziale + dodatkowe w bonusach. Nikogo nie dziwi kończenie gry z dwucyfrowym licznikiem żyć.
Jednak żeby nie było tak kolorowo z tymi życiami to nie bez powodu jest ich tak wiele - każdy poziom ma ograniczenie czasowe. Mamy 5 minut na eksplorację całego terenu i znalezienie tych przeklętych klejnotów. Nie muszę chyba dodawać, że nie jest to takie proste i czasami mozolnie kręcisz się jak gówno w przeręblu, bo na liczniku nadal 1 klejnot do zdobycia. Tak więc ta duża liczba żyć - to dobry balans w grze. W etapach mamy również checkpointy, gdzie w razie utraty życia - startujemy właśnie z tego miejsca.
Przed startem gry mamy możliwość wejść w opcje gry, gdzie m. in. możemy zmienić poziom trudności. Zaznaczam, że cały ten opis i moje doświadczenia z grą bazują na domyślnych ustawieniach. Przedstawiłem chyba w miarę przystępnie wszystkie aspekty tej jakże dopracowanej gry. Czas więc na werdykt.
Coś mi w niej nie pasujeNiestety nigdy nie była i już nie będzie to moja ulubiona gra. Powiem więcej - zawsze coś mi w niej nie pasowało. Coś podobnego mam z grą Tom&Jerry. I za dzieciaka nawet w nią trochę katowałem, ale była trudna i irytująca. No bo raz, że ciężko znaleźć te jebane klejnoty. A dwa, że jeszcze ten jebany stoper. Mogli sobie podarować już ten czas, bo szukanie klejnotów samo w sobie jest irytujące momentami. Chyba po prostu nie przepadam za takimi grami, gdzie nie wiem gdzie iść i błądzę i chuj mnie szczela. Grę ukończył, ale zajeło mi to sporo godzin na 4 podejścia z zapisywaniem stanu gry. Nie wyobrażam sobie przejścia jej na raz - no chyba, że z solucją gdzie i jak iść. Zawziąłem się i chciałem ją ukończyć ten jeden jedyny raz, bo nie sądzę, abym kiedyś do niej powrócił.
Etap, który mi się najbardziej podobał to 8 - jedyny bez labiryntu i bez szukania. Po prostu skaczemy po platformach, które spadają w dół. Oczywiście nawet ten etap jest lekko zjebany, bo są momenty gdzie nie widać co jest na dole ekranu, a skoczyć musisz, więc masz dwa wyjścia:
a) skaczesz na ślepo i liczysz na cud
b) znasz już tą grę na pamięć i wiesz jak skoczyć
Nie lubię takich momentów w grze, gdzie trzeba coś znać na pamięć, żeby przejść dalej.
Tak więc podsumowując - dostajemy całkiem dobrą grę.
Ja jednak poczułem się jakbym dostał lukrecje w papierku po cukierku czekoladowym.