Minęło niewiele czasu od mojej rejestracji na forum i naszła mnie ochota na kolejną recenzję. Znowu tytuł który oficjalnie ukazał się wyłącznie na
familijny komputer, ale za sprawą multicartów mieliśmy okazję go zasmakować - w tym i ja, zagrywając się w poniższy tytuł jak głupi. Mowa o
B-Wings, jednym shoot-em-upów na tę konsolę, który akurat mi zapadł w pamięć. Gra jest portem z automatów arcade, wydana przez
Data East w 1986 roku.
Gra jest w formacie "lecimy od dołu do góry kosząc wszystko co stanie na drodze" - bardzo standardowa formuła. Jednak to co wyróżnia ten tytuł spośród innych jest możliwość zmieniania uzbrojenia statku, a opcji jest dużo, i nie ma tej
najlepszej, gdyż różne sytuacje wymagają odpowiedniego oręża. Możliwość takiego wyboru gracz dostaje na początku gry oraz co cztery następne poziomy. Ponadto w trakcie gry można zestrzeliwać statki przenoszące dodatkowe "skrzydła" dla naszego myśliwca, które gracz może przyłączyć po zrzuceniu poprzedniej broni. Oprócz tego w niektórych miejscach są ukryte specjalne power-upy których nie da się normalnie zdobyć, i jednocześnie łatwo je stracić poprzez przypadkowe zestrzelenie tychże. Gdy gracz jest pozbawiony broni strzela standardowymi pociskami które są mało efektywne, za to dostaje możliwość chwilowego zanurkowania pod przeszkodami oraz wrogami, co w niektórych sytuacjach ratuje skórę. W tym stanie kontakt z wrogiem lub pociskiem powoduje stratę życia, zaś kontakt z przeszkodą zawsze niszczy nasz myśliwiec. Etapy składają się z otwartych przestrzeni rozdzielanych pasmami przeszkód, które trzeba niszczyć. Widok w poziomie zapętla się, co umożliwia na dowolne wymijanie pocisków wrogów, które dodatkowo można zestrzelić zanim wyrządzą nam szkodę. Każdy etap kończy się bossem który jest latającą fortecą podobną do przeszkód bądź ogromnym zwierzakiem. Poziomów w wersji konsolowej jest 30, po czym gra się kończy humorystycznym tekstem po japońsku (acz zapisanym w transkrypcji łacińskiej), który w luźnym tłumaczeniu znaczy mniej więcej: "Gratulacje, przeszedłeś grę! A teraz wracaj do nauki!"
Nie ma to jak dobry motywator.
Graficznie gra prezentuje się dość abstrakcyjnie, i mam tu na myśli głównie design wrogów, który przypomina naprawdę różne, dziwne rzeczy. Zobaczcie tylko na screeny. Tło ma często wygląd szachownicy o kolorze niebieskim, purpurowym bądź oliwkowym, co może nieco męczyć oczy. Nie przypomina to ani trochę typowego space shootera z epoki, gdzie dominują kosmos, asteroidy, czy fruwające typowe samolociki i/lub mutanty. Ogólnie obraz jest dość klarowny - pociski ani wrogowie nie zlewają się z tłem, więc nie da się wyłapać przypadkowej kulki. Przy okazji rozwala mnie, że pociski niektórych broni mają kształt serduszek
naprawdę. No i dochodzimy do muzyki - w ekranie tytułowym jest spoko, ale kawałek grający w samej grze, choć nie ukrywam że zagrzewa do walki, jest tylko jeden, i po dłuższej sesji grania jest nużący. Najgorszy jest utwór grający przy bossie - zapętlone, krótkie, modulowane buczenie.
B-Wings to jeden z moich ulubionych shooterów na Pegaza, i zdaje się jedyny w jakiego zagrywałem się długie godziny (no, może oprócz
StarForce). Dość prosta gra, jednak z tym "bajerem" w postaci wymiennych broni które można wybrać na początku co czwartego etapu bądź w trakcie samej gry. Nie prezentuje też sobą poziomu trudności rodem z
Summer Carnival '92 Recca, więc mniej doświadczeni fani gatunku powinni czuć się jak w domu