Tradycyjnie po wizycie na
Silly Venture, miałem przyjemność gościć chłopa
MWK, aby razem uskutecznić kolejny maraton z piwem, pizzą i Pegasusem. Postanowiliśmy także usystematyzować nazwę naszych spotkań, więc stwierdziliśmy że właśnie
ppP doskonale odzwierciedla charakter tych dni.
Piwa nie zabrakło (nie miało prawa), wjechała także pizza, no a Pegasus włączony był niemal przez cały czas - od niedzieli lekkim popołudniem, do godzin wczesnoporannych w środę. Piękne, solidne, intensywne
ppP. Grane było co nie miara, razem przeszliśmy 15 gier, o ile dobrze policzyłem:
Micro Knight 3 - w tym roku udało zaliczyć się trzecią część Małego Rycerza. Mimo zglitchowanego ekranu udało się znaleźć wszystkie sztabki. Pograliśmy też trochę w najnowszą część, czyli
Revenge of the Foul Skulls, ale nie daliśmy jej rady. Stary, dobry
Siudym. ;) Dobra robota, chłopie.
7 Grand Dad - jakoś nigdy nie przepadałem za Flintstonami, ale grało się całkiem przyjemnie. Wielki Ojciec dał radę, odwiedził Jetsona w kosmosie i po ciężkiej walce pokonał ostatniego bossa.
Gun Dec - lubię tę grę. Strasznie duża zadyma się w niej dzieje, konsola przelicza to wszystko jak pojebana, a satysfakcja z przejścia gry zawsze jest niemała. Ostatni level jak zawsze nakopał nam do dupy. W ogóle przy wielu grach doszliśmy z
Markiem do wniosku, że bardzo długo jest łatwo, idzie jak z płatka, a nagle następuje swojego rodzaju zapora, która zatrzymuje nas na dłuuugi czas i czasami sprawia, że trzeba zrezygnować. Mimo wszystko, w tym przypadku ponownie się udało.
Rygar - a poszedł bez problemów w ramach rozpoczęcia wtorkowego dnia. Tak na rozgrzewkę.
Parasol Henbee - fajnie było przypomnieć sobie ten pokręcony tytuł. Nie jest to gra zbyt trudna, ani długa - taka w sam raz, jako przerywnik między innymi sztosami. Podczas grania wspomnieliśmy
Yerzmyeya, któremu również ten tytuł przecież się podobał. ;)
Lickle - popis
MWK solo. Ciężko napisać tu cokolwiek odkrywczego, wszystko zostało już o tej świetnej grze napisane. Gra, do której można wracać, wracać i wracać.
Robocop 3 - czyli "najdłuższa" gra świata. Całość zajęła nam około 12-15 minut. Świetnie to wszystko w tej grze wygląda, ale... Bardziej przypomina demo jakiejś gry i kończy się, gdy gracz zaczyna się rozkręcać.
Kaiketsu Yanchamaru 2 - jedno z najlepszych odkryć
ppP. Nie dość, że ładna, to jeszcze w chuj śmieszna i grywalna. Polecam, bo widać że twórcy bawili się naprawdę dobrze przy projektowaniu tej gry. My bawiliśmy się równie fajnie.
Shatterhand - jakoś odpycha mnie ta przepięknie wyglądająca gra. Nie dawałem sobie z nią tym razem rady - za trudne to wszystko. A ostatni level... Ja pierdolę, znowu ta sytuacja blokady, o której pisałem przy
Gun Dec. Ja sobie odpuściłem, ale
MWK dał oczywiście radę (chociaż były chwile zwątpienia).
Karnov - kolejne odkrycie i gra, do której na pewno nie raz wrócę. Grę znałem w ten sposób, że kiedyś tam pograłem z 10-15 minut, nigdy jednak nie zasiadłem na poważnie. Tak samo zresztą
MWK. Wiele przyjemności sprawiało nam poznawanie tego tytułu, gra wydaje się jakaś taka randomowa, niedorobiona, dziwna, ale ma swój charakterystyczny urok, któremu ciężko się oprzeć. Tylko ten ending... Tak jak widzicie na screenie - napis "Congratulations!! The End" i to wszystko...
Hello Kitty World - kolejna bardzo przyjemna gra, której chyba wcześniej nie przeszedłem do końca. W sumie dziwne, bo gra jest w miarę krótka. Posiada bardzo fajny i ciekawy tryb dla dwóch graczy - gra się wprawdzie "turowo", po kolei, ale drugi gracz rozpoczyna grę po przejściu etapu przez tego pierwszego albo po jego śmierci w miejscu, gdzie tamten gracz skończył. Taka fajna sztafeta.
Wory - niekończąca się tradycja, dająca zawsze tyle samo śmiechu i satysfakcji.
Ponadto ukończyliśmy (zabrakło screenów):
Crisis Force - kolejny stały element spotkań z
Markiem. Zresztą Wy przecież wiecie!
Contra - wiadomo! Ale graliśmy w polską wersję
dziata z 2006 roku! Zajebista sprawa i gromka beka z tłumaczenia. xD Szczery szacunek,
Tomek, to przecież kawał historii!
Super C - do kompletu wjechała kontynuacja, ale już w normalnej wersji (E). ;) Bez zgrzytów wszakże.
Ostatni boss zatrzymał nas w
New Ghostbusters II, a bardzo fajny
Captain America and the Avengers skończył pokłady naszej cierpliwości i wyłączyliśmy gdzieś pod koniec gry - tu też jeden z bossów okazał się zbyt ciężki, a po przegranej trzeba było się daleko wracać i stwierdziliśmy, że "chuj, gramy w coś innego". ;)
No i tak to w skrócie wyglądało. Poszło gdzieś z 40 piw, dwie wódki, wiaderko ogórków kiszonych, czipsy no i pizza. Warto raz do roku wyłączyć się totalnie na wszystko, włączyć na 4 dni Pegasus i porozmawiać sobie z drugim chłopem przy świetnych gierkach. Dzięki za wszystko
Marek - gadżety "zlotowe" w postaci plakatu, podkładek pod piwo, no i za-je-bis-tych koszulek, to mistrzostwo świata! Wielkie dzięki za wszystko, a raport z tego spotkania w postaci posta, który właśnie piszę, umieszczam ku pamięci na forum. Jak zawsze. No i wjeżdża jeszcze krótki filmek-zajawka: