Air Fortress
*

Online daf

  • *****
  • 1743
Air Fortress
« dnia: Czerwca 12, 2020, 00:24:25 »

Są w bibliotece gier na Famicoma takie tytuły, że mimo iż zdaję sobie sprawę z ich crapowatości, to i tak czerpię przyjemność z obcowania z daną grą. Tak po prostu. Jedną z nich jest wydana w 1987 roku przez HAL Laboratory - Air Fortress.

Gra składa się z dwóch naprzemiennych sekcji. Pierwsza to prosty shoot'em up (sekcja Air Base), gdy naszym statkiem zwanym Lightship lecimy do jednej z ośmiu imponujących Twierdzy zawieszonych w kosmicznej próżni. Druga - w zasadzie główna sekcja - to infiltracja wspomnianych Twierdz, tytułowych Air Fortress. Taki cykl powtarza się właśnie 8 razy - najpierw lecimy do Twierdzy, po drodze zbierając uzbrojenie i podbijając stan energii, a później schodzimy z pojazdu, błądzimy w zakamarkach fortec, latamy jetpackiem, a gra zmienia się z shootera w action/adventure/shooter. Zwał jak zwał.

To może pokrótce o historii w grze. Wcielamy się w obywatela planety Farmel. Tamtejsze społeczeństwo posiadło niedawno technologię umożliwiającą podróże międzygwiezdne. Badając galaktykę odkryli flotę ogromnych konstrukcji, zbliżających się w ich kierunku oraz pochłaniających całą materię, która znajdzie się na ich drodze. Na nic zdały się posiłki, które Federacja Kosmiczna posyła naprzeciw najeźdźcom - w ostatnim, desperackim ruchu decydują się posłać jednostkę w postaci wojownika o imieniu Hal Bailman, który wyposażony w skafander, broń oraz mały statek kosmiczny, ma za zadanie zinfiltrować Twierdze oraz zniszczyć je od wewnątrz - jedna po drugiej.

No i tak to wszystko wygląda. Najpierw lecimy w przestrzeni na Lightshipie, eliminując pojedynczych przeciwników oraz omijając części stacji kosmicznej. W tej części gry zbroimy się do infiltracji - zbieramy liczne power-upy, dające nam coraz to większą liczbę energii (E), oraz potężne bomby (B), przydające się w walce wewnątrz Twierdz. System naszej energii w ogóle fajnie w tej grze wygląda - zaczynamy ze skromną ilością 100 HP, by z czasem rozwinąć ją do liczb przekraczających 1K. Jak działa system energii? Podczas lotu statkiem całkiem normalnie - wartość jest statyczna i nie zmienia się, o ile nie złapiemy power-upa. Ciekawie robi się w sekcji przeczesywania korytarzy. Wtedy energia spada nam po oberwaniu lub kontakcie z przeciwnikiem (bezpowrotnie, dopóki nie złapiemy power-upa), a także całkiem szybko kurczy się, gdy używamy naszego jetpacka oraz działka. Tyle tylko, że ta wartość z powrotem wraca do wyjściowej, gdy chwilę postoimy bez ruchu. Bardzo fajne rozwiązanie i ciężko to ubrać w słowa, warto zobaczyć całość w akcji. Zwłaszcza, że jetpack "wysysa" nam energię nie jakoś "co 10", czy innym skokiem, tylko normalnie ucieka -1 co ułamek sekundy, a później fajnie szybko nalicza nam z powrotem podczas odpoczynku. Przed większym dymem warto więc chwilę przeczekać w spokoju, żeby licznik się zregenerował i żebyśmy nie musieli wlatywać w wir akcji z - przypuścimy - 147 HP, co może być nieco nierozsądne, tylko z np. 1128 HP, co daje nam już sporo większe szanse przetrwania.
Świetnie przedstawia się też "fizyka" w tej grze podczas używania jetpacka. Będąc w powietrzu i strzelając, odrzut odbija nas mocno w tył. Stojąc jest już on mocno zniwelowany, ale wciąż odczuwalny. Cudownie sprawdza się to w grze i często strzelanie do tyłu jest głównym napędem naszej postaci w grze - zwłaszcza, gdy spieszymy przy ewakuacji, bowiem tak po prostu jest szybciej. No ale zabiera też więcej HP...


Głównym elementem gry są właśnie sekcje Air Fortress, a nie Air Base. To w nich leży też cały poziom trudności gry. Przemieszamy się tutaj po gąszczu korytarzy, czeka na nas sporo wrogów, liczne pociski do ominięcia oraz sporo błądzenia w postaci szukania po korytarzach głównego zasilania danej Twierdzy. To jest właśnie głównym zadaniem - znaleźć "baterie", zniszczyć oraz szybko uciekać. Bardzo podoba mi się wykonanie tego całego cyklu misji oraz świetny klimat towarzyszący samej infiltracji. A najbardziej podoba mi się motyw, gdy rozwalimy już zasilanie. Światło nagle przygasa, ledwo jedynie ukazując nam zakamarki korytarzy, muzyka zmienia się w cichy klimatyczny 8-bitowy ambient... Cisza... Ale nie można się w nią zbyt długo wsłuchiwać - musimy jak najszybciej znaleźć drogę do wyjścia i za pomocą czekającego tam na nas statku, uciekać z walącej się twierdzy. Po chwili błądzenia cała baza zaczyna drżeć, pojawia się niepokojący odgłos destrukcji Twierdzy. To oznaka, że musimy się spieszyć. Po chwili błądzenia zaczyna nerwowo migotać i gasnąć alarmowe oświetlenie - to już tym bardziej nie przelewki. Jeżeli nie zdążymy o czasie znaleźć drogi ewakuacji - marny nasz los i tracimy życie, a kluczenie czeka nas od nowa. To też - mimo naprawdę świetnego klimatu s-f - nieco irytujący fragment gry, gdyż ja osobiście nie lubię błądzić po labiryncie pod presją czasu. Niszczy mi to przyjemność z obcowania z grą. Zwłaszcza, że licznika czasu nawet nie ma wyświetlonego, a jedynym naszym odniesieniem są wspomniane wcześniej oznaki niszczenia Twierdzy. A o tym, jak pokręcone są mapy w tej grze, niech świadczy ta oto mapa jednej z Air Fortress w grze...

Gra sprawia wrażenie prostej, w sensie crapowatej - np. wszystkie etapy wyglądają identycznie jeżeli chodzi o design, muzyka także jest powtarzająca się, grafika nie wyróżnia się niczym od gier wydanych w tym roku. Jednak pod płaszczykiem wspomnianego crapa, kryje się wiele razy wspomniany przeze mnie klimat. Przemierzając liczne korytarze Twierdz, zawsze do głowy przychodziły mi filmy s-f/horror typu Alien Scotta, a najbardziej to powieść Solaris Lema. Może to dziwne, ale tak właśnie zawsze było - element tajemnicy, czym owe Twierdze są, sam ich imponujący wygląd oraz rozmiar, ciasne korytarze, samotny wojownik w skafandrze... No a gdy uda nam się zniszczyć to zasilanie i gaśnie całe światło wraz z muzyką... wtedy zaczyna się coś, co w tej grze kocham - nastrój. Oraz coś, co w niej nienawidzę - rozgrywka na czas. No ale nie można mieć wszystkiego. Uważam że warto się chociażby powierzchownie zapoznać oraz zniszczyć chociaż pierwszą Fortecę, która jest akurat bardzo łatwa - i dopiero wtedy podjąć decyzję, czy zmieniamy kartridż, czy wciągamy się w wir tajemnicy od HAL Lab. Ja polecam drugą opcję.


Warto również zaznaczyć, że wersja japońska trochę różni się od amerykańskiej. Jest oczywiście trudniejsza, bowiem w momencie śmierci nie będziemy rozpoczynać w miejscu, w którym zginęliśmy, a cofnie nas z powrotem na początek etapu. Wersja ze Stanów już taka brutalna nie jest - bez żadnej przerwy w grze respawnuje nas w tym samym miejscu i kontynuujemy jak gdyby nigdy nic.
Sporym ułatwieniem są też passwordy, dzięki którym nie musimy zaczynać rozgrywki od początku, co jest świetnym ułatwieniem i uczciwym rozwiązaniem przeciwko nieuczciwemu systemowi czasowemu. Gwoli ciekawostki - jeden z passwordów to nazwisko głównego designera gry.

Świetny tytuł, jeden z cichych bohaterów wśród gier na tę platformę. Zdecydowanie niedoceniany, jednak od wielu lat w moim sercu.

*

Offline Mcin

  • ***
  • 816
  • أَلْقُنْتْرابَنْديطا
Odp: Air Fortress
« Odpowiedź #1 dnia: Czerwca 13, 2020, 21:46:36 »
Gra niby fajna a w sumie taki trochę crap, że próbowałem i się odbiłem. Ambicje twórcy mieli, i jak na '87 produkcja jest mocno rozbudowana o liczne elementy - rozpisywał tu się nie będę wszystko powyżej. Z jakiegoś powodu jednak te komponenty w moim przypadku nie grają, jakby zabrakło dopracowania, szlifu, balansu... Chociażby wspomniane tysiące punktów życia kontrastują w opór z sytuacja gdzie lecąc jeszcze w statku możemy stracić życie po krótkim kontakcie z murkiem, gdzie prędkość jest niemal zerowa.Dam grze kiedyś jeszcze jedną szansę, ale nie dziś.