No dobra, no to wlatuje wątek o Smerfach. xD Tych z Segi Mega Drive - to dla mnie jedna z (naj?)lepszych gier na tę platformę. Świetna graficznie, klimatyczna muzycznie, odpowiedniej długości oraz taka "w sam raz" w każdej kategorii. To od niej rozpoczynałem wędrówkę po 16-tu bitach, więc na pewno nostalgia odgrywa tu znaczącą rolę. No ale przecież nostalgia to lwia część naszej miłości do gier.
Pamiętam sklep elektroniczny na Wybickiego - jedno z miejsc, w których można było nabyć konsolę lub gry na nią. To tam właśnie zakupiłem z rodzicami Mega Drive. Tam również znajdowało się jedyne miejsce, gdzie znalazłem w tym mieście kartridże na nią. Całe... 7 (bo ósmego kartridża z
Rockmanem nie wziąłem, bo miałem już na Pegasusie :D). Grę sprzedawca chętnie odpalał na sprzęcie w sklepie, aby pokazać jak wygląda, więc nie brało się w ciemno - dobry był to motyw. Francuska
The Smurfs zrobiłba wtedy na mnie największe wrażenie, więc wybór padł na ten tytuł, jako na pierwszy nabytek w pakiecie z konsolą.
No i nie pożałowałem, bo gra okazała się rewelacyjna, a 16 bitów na dosyć długi czas zagościło w moim domu i przyciągało rzesze znajomych.
Gra składa się z 15-tu etapów, nazwanych w grze aktami. Świetnie prezentuje się już mapka, która pojawia się przed każdym etapem i która przedstawia nam podgląd danego miejsca i okolicy. Po każdych 4-ech etapach otrzymujemy password (po pokonaniu bossów), a więc mamy dzięki nim automatyczny dostęp do 5., 9. oraz 13. aktu. Bardzo dobrze przedstawia się różnorodność etapów - klasyczne plaftormówki, labirynty, wiele elementów zręcznościowych, zjazd na sankach, czy wózkiem w kopalni. Sam ostatni etap jest bardzo rozbudowany i zróżnicowany. Twórcy zaimplementowali ciekawe pomysły, więc naprawdę każdy poziom jest inny (nie licząc dwukrotnego lasu oraz dwukrotnej tamy).
Fajny jest też fakt, że gramy tu czterema różnymi Smerfami. Gra sama narzuca który etap przechodzimy którą postacią, ale i tak jest to duży plus. Oprócz zwykłego "no name'a" bez żadnych specjalnych zdolności, pokierować będziemy mogli Zgrywusem atakującym wybuchającymi prezentami, Łasuchem rzucającym ciastami oraz Ważniakiem - również bez specjali, ale poruszającym się ze świeczką po jaskini. :) To niezły czub.
Klimat gry to największy plus. W Black Forrest czuć niepokój oraz obecność wrogich czarnych Smerfów (po kontakcie z takim również stajemy się czarnym zombie), w The Field czuć wręcz pod stopami krople rosy na liściach, w The Swamp poranna mgła wylewa się poza ekran telewizora, w The Mountain z kolei aż się chce zaciągnąć świeżym, górskim powietrzem, The Descent to szalona jazda na sankach w dół, a The Lake to najlepszy pod tym względem etap. Czasami aż chciałem się tam odgonić od przelatających komarów. Z całego serca polecam - dla mnie ta gra to czysta przyjemność.