Kileak: The Blood
*

Offline Mcin

  • ***
  • 817
  • أَلْقُنْتْرابَنْديطا
Kileak: The Blood
« dnia: Grudnia 12, 2023, 20:26:18 »
Wczoraj przeszedłem JP wersje Kileak: The Blood. Gra jest doomopodobnym paździeżem wydanym tuż po premierze konsoli i powiem wam, szybko skradła moje serce. Jest to, jak na razie, moja nawiększa grzeszna przyjemność na szaraku.

Z fabuły niewiele rozumiałem, bo po japońsku. Sądząc po skrócie z wikipedii, niewiele tracę. Sama gra to prosty doomopodobny, gdzie głównie biegamy po długich, pustych korytarzach i czekamy, aż coś się pojawi. Jakakolwiek interakcja jest jak z matriksa, bo wejście w pomieszczenie czy podejście blisko wroga gwarantuje spowolnienie czasu do trzeciej jego części i mniej. Wrogowie albo biegną na Ciebie, albo biegną i strzelają, ablo stoją i stzrelają, a my prujemy i suwamy na boki. Parę ciekawych charakterystyk:

- Broń może być na amunicję albo energię.
- Amunicji jest skończona ilość
- Energię odnawiamy odwiedzając jedną taką strukturę na poziomie, która się nie wyczerpuje.
- na końcu korytarzy często stoją wrogowie i nie potrafią strzelać z dystansu. Taktykę już chyba rozgryźliście
- ale to nie takie proste, bo wycelowanie prosto przed siebie, w długim korytarzu, nie jest oczywiste.
- W ogóle najszybciej biegamy po skosie, gapiąc się w ścianę i jednocześnie prąc do przodu i na bok, bo pierwiastek z 2 razy bok kwadratu...
- gra jest prosta, trudność stanowią przeciwnicy na suficie, bo pionowy autocelowacz działa tylko jak staniemy w określonej odległości.
-  I jest to celowe, to cecha każdej broni. niby można ręcznie podnieść lufę karabina, ale tam jest autocentrowanie, więc operujemy celnikiem jak wycieraczką w seicento i nie możemy biegać na boki, bo to te same guziki XD
- w sumie jak było trudno i zginąłeś, to już wiesz gdzie są wrogowie, i nie jest trudno.
- W sumie większość uników i tak bez sensu bo zajmujemy niemal cały korytarz.
- Poziomy 100% płaskie, ni kupki gnoju żeby stanąć wyżej.
- Muzyka ciężki minimalizm, w jednym poziomie mamy tylko bicie serca, ale zamiast zapętlić dźwięk, dali to jako ścieżkę która się kończy i musi wczytać od nowa.
- przeciwnicy na początku i na końcu zadają tyle samo, więc pozdro walka z finałowym bosem, 15 strzelania do nieruchomego kloca.
- Wyczytałem w necie, że ponoć chwalili sterowanie, może w wersjach zachodnich poprawili, ja nie zauważyłem wiele dobrego.
- Po około 1/3 gry znikają wszystkie urozmaicenia, wliczając wstawki fabularne z carlosem.
- wtedy też mocno spada poziom trudności, znikają najgorsi "skaczący" wrogowie których nie idzie zabić waląc w pusty tunel.

Ogunie cała gra ma taki klimat "wiesiek kijowo ale zostaw jak jest bo prezes chce szczelane szybko wydać na plejstacje", serio, ten post jest bardziej dopracowany niż ta gra.

Co mi się w niej podoba? dobre pytanie. Może po pół roku grania tylko na Famicoma poczułem się jak dzieciak, co zobaczył zapowiedź TRZY DE w telewizji, może to ten niemalże relaksujący klimat niewymagającego spaceru aka starzeje się i zaczynam lubić gry niewymagające,  a może konieczność pilnowania, żeby proste rzeczy dobrze wykonać, po kilku godzinach biegania skosem chyba wszystkie gibkie kombinacje trzymania pada poznałem żeby kciuk nie bolał, wiecie, coś jak klikanie guzika w kasynie, nic ci nie daje poza fałszywym poczuciem ze TY to robisz.

Biedę niech najlepiej podsumuje ekran głównego meniu

Co obiektywnie dobrego? Muzyka w outro (choć to ponownie może być szok po deprywacji sensorycznej reszty gry) i ostatni poziom, z grafiką jakbyś my biegali po wnętrzu wielkiej piz... znaczy, po wielkim języku w wielkim ryju.

Uwielbiam tę grę i nie polecam, 4/10