Zazwyczaj w tym temacie nie wspominam o tytułach spoza 8-bitowego Nintendo, ale tak w drodze wyjątku...
Jakiś czas temu kolegą udało mi się przejść
Aero Fighters na SNES-a, samemu nigdy nie daję rady przejść tego popapranego tytułu który w gruncie rzeczy jest kompetentnym shooterem, tylko że z settingiem równie sensownym, co filmy Z.F. Skurcz. Wiecie - prawdziwe samoloty strzelające laserkami, shurikenami (serio!) pilotowane przez Wikingów, nindżów, japońskie idolki, walczące na końcu z małpą w kosmosie. Coś cudnego. Jakieś pół roku później udało mi się po raz pierwszy w życiu przejść jakąś bijatykę, dokładniej
Advanced Variable Geo 2 na PS1, czyli klon SF2 z ładnymi paniami w roli głównej (które, jak się nie mylę, na co dzień są kelnerkami - eh Japonia, nigdy mnie nie przestanie zaskakiwać) oraz paroma ciekawymi mechanikami i trybem time attack w którym należy pokonać wszystkie grywalne postacie w jak najkrótszym czasie. No i ostatecznie, całkiem niedawno, coś w co grałem na zlocie w zasadzie dla beki, ale postanowiłem to szaleństwo ukończyć. Mowa oczywiście o
Pepsimanie (
Pepsi-maaaan!!). Durna reklamo-gra z chwytliwą muzyką, będąca niejako prekursorem gatunku "endless runner", tylko że ten tytuł nie jest "endless". Prawdę mówiąc, gdyby nie jej specyficzność, nie sięgnąłbym po nią, ponieważ bieganie tytułowym gostkiem po ulicach, szambach i innych korytarzach zbierając niebieskie puszki napoju gazowanego jest głupie, za to fajne. No i aktor Mike Butters grający w cutscenkach stereotypowego Amerykanina opijającego się Pepsi i obżerającego pizzą bądź czipsami. To jest coś jedynego w swoim rodzaju.
Pepsi for T.V.-game!