Cześć, dzisiaj opowiem o fajnej grze na Pegasusa, którą od jakiegoś miesiąca nieustannie forsuję i namawiam niewinnych ludzi do zagrania w nią.
Karnov - gra, która widniała niedawno na przybyłej z Rzeszowa liście gier do przejścia podczas
ppP. Jakoś nie wywołała ta pozycja entuzjazmu w mojej osobie. Ot gra, której kiedyś tam spróbowałem, przechodząc zapewne pierwszy etap. Taki tam crap z wyglądu, nic szczególnego. Otóż właśnie nie - jest w tej grze bardzo fajny klimat, który podczas grania przypominał mi wielokrotnie o
Rygarze tudzież
Altered Beast. Niby surowy graficznie średniak, ale posiadający w sobie nutę orientalizmu oraz magii. Wiecie - starożytne ruiny, potwory, fireballe, dinozaury... no i ruski strongman.
Karnov jaki jest - każdy widzi...
Gra opowiada o losach Jinborova Karnovskiego. Ciężko powiedzieć mi coś więcej o tej wschodnio-radzieckiej postaci, ale bardzo podoba mi się jej koncept. Karnov to taki znany ze starych powieści oraz filmów Mongoł - łysy, wielki chłop, z podłużnym wąsem i z kierpcami na stopach. Równie ciężko było mi stwierdzić jaki jest cel wędrówki naszego chłopa przez starożytne krainy. Gra nie wyjaśnia sprawy, tylko rzuca Jinborova uderzeniem pioruna prosto do pierwszego etapu. Instrukcja do NESowej wersji gry tłumaczy nam, iż skarb starożytnej, spokojnej wioski Creamina zostaje skradziony przez siły nieczyste z innego świata - a dokładnie przez wielkiego smoka imieniem... Ryu. Uciśnieni mieszkańcy wioski swoją nadzieję wiążą z jednym człowiekiem - "a one-time circus strongman", który opanował sztukę władania kulami ognistymi. Ogółem rzecz biorąc, ta "fabuła" to klasyka gier na tę platformę, rozwiązanie uniwersalne dla setek gier. Nie jest to jednak ważnym punktem tego tytułu. Najważniejszy jest sam motyw wędrówki naszego siłacza przez niezbadane lądy.
Przed nami 9 etapów, o typowej dla Famicoma długości. Nie można zaliczyć gry do zbyt krótkich, ale nie jest też na tyle długa, aby rozgrywka zniechęcała. Pod tym względem jest w sam raz. Jinborov zbiera na swojej drodze liczne itemy i power-upy. Dzięki nim rozbudowuje swoją broń, posiada możliwość lotu na woskowych skrzydłach Ikara, broni się za pomocą tarczy, wspina się na drabinę, czy posiada parę opcji dodatkowej broni. Fajnie to wszystko sprawdza się w praktyce. Łatwiej dzięki temu walczyć z takimi kreaturami jak kobieta-wąż, skalny człowiek, bądź dwugłowy smok Gidora. Tak, gra naprawdę posiada bardzo fajny, orientalny klimat.
Grafiki oraz muzyki nie będę zbytnio wychwalał. Głównie z racji tego, że za bardzo nie ma czego. Gra wygląda średnio, ale jak już wielokrotnie podkreślałem - ten styl trafia do mnie całkowicie. Lubię takie jasne, słoneczne, starodawne lokacje, z nadgryzioną zębem czasu architekturą. Uwielbiam takie postaci jak Karnov. Dla mnie więc - gra jest naprawdę bardzo dobra, z wyważonym poziomem trudności oraz długością.
Razem z
MWK graliśmy w wersję angielską. Odpaliłem właśnie tę, ponieważ nie chciałem stracić informacji z cut-scenek. Cóż... żadnych cut-scenek nie było. Występują one natomiast w wersji japońskiej. Okazało się jednak, że dobrze iż wybraliśmy właśnie tę wersję, bowiem w japońcu nie ma nieskończonych kontynuacji, a w tej były. No i opcja ta się przydała, bowiem nie raz braliśmy dodatkowe kredyty.
Kto liczy jednak na jakieś satysfakcjonujące zakończenie dalekiej wędrówki, będzie musiał obejść się wielkim smakiem... Po pokonaniu Ryu wersja amerykańska żegna nas
takim oto endingiem. No skandal, Panie, skandal... I duża ujma dla tego tytułu. W japońcu jest to nieco bardziej rozbudowane i to już się ceni.
Jeżeli nie będziecie więc wiedzieli w co sobie pograć, odpalcie grubasa. My się naprawdę dobrze bawiliśmy i wciągnęliśmy się w świat wschodu na długie 2-3 godziny. 7/10.