Tiny Toon Adventures [1991]
Tiny Toon Adventures potocznie nazywana w Polsce Animkami to gra, która zajmuje jedno z czołowych jak nie pierwsze miejsce w moim rankingu gier na Pegasusa. W dalszej części recenzji postaram się wytłumaczyć, dlaczego tak lubię tę grę i zachęcić do zagrania te osoby, które jeszcze nie miały takiej okazji.
Gra wydana przez KONAMI nawiązuje do znanej i bardzo zabawnej kreskówki o podobnym tytule. Postacie w grze bardzo dobrze odzwierciedlają te z filmu rysunkowego. Sam klimat także świetnie nawiązuje do wesołego i trochę zwariowanego świata Animków.
Na początku główny bohater Buster Bunny (królik Kinio) oglądając telewizję dowiaduje się, że czarny charakter Montana Max porwał jego Babs (Kinię). No i co on ma teraz zrobić? Hmm... Oczywiście musi ją uratować! No to ruszamy!
Przed każdym dużym levelem wybieramy swojego partnera, a właściwie postać, w którą możemy się przeobrazić, jeśli znajdziemy odpowiedni balonik. W każdym dużym levelu możemy wybrać jedną z trzech postaci: kaczora Tasiora, kota Sylwka Juniora i Diabła Karuzela bardziej znanego jako Diabła Tasmańskiego. Każda z nich ma inne umiejętności co pozwala na obranie innej strategii i sposobu gry bohaterem. Dla przykładu Tasior umie tak jakby latać, a właściwie dzięki swoim skrzydłom dłużej opada, kotek Sylwek szybko biega, a przede wszystkim dzięki pazurkom potrafi się wspinać co niejednokrotnie ratuje nas z opresji gdy gdzieś spadamy. Diabeł natomiast gdy tylko zaczyna się kręcić pokonuje liczne przeszkody w tym przeciwników co bardzo pomaga w sytuacjach gdy na naszej drodze stanie ich kilku.
Podczas gry przemierzamy piękne, kolorowe i zróżnicowane światy. Biegniemy po lądzie, schodzimy pod ziemię, niejednokrotnie pniemy się także wysoko w górę planszy, a w jednym z etapów nasz bohater może też pływać pod wodą. Są miejsca zabawne i przyjemne w których jest jasno i gra miła muzyka. Jednak co jakiś czas robi się strasznie gdy wchodzimy do ciemnych miejsc, często pod ziemią, a klimat potęguje budująca napięcie tajemnicza melodia. Oczywiście na każdym kroku czekają na nas różne przeszkody i rozmaici przeciwnicy przeszkadzający w szybkim uratowaniu Kini.
W czasie rozgrywki napotykamy bossów, którzy wymagają zwykle trochę więcej pracy i znalezienia sposobu na ich przejście. Dodatkowo chwilę przed każdym bossem napotykamy Elmirkę, która za wszelką cenę chce nas wyściskać. Elmirka kocha zwierzęta tak bardzo, że gdy tylko nasz bohater wpadnie w jej ręce gorzko tego żałuje.
Gdy przechodziłem Animki pierwszy raz były one dla mnie nie lada wyzwaniem. W czasach kiedy w nie grałem na szczęście przechodzenie gier nie było takie proste jak dziś. Nie było YouTube w którym aż roi się od long playów. Wtedy nawet nie było Internetu:), a nawet jeśli był, to ani ja ani żaden z moich kolegów pewnie nie potrafił go sobie dobrze wyobrazić. Kwitły za to wspólne rozmowy o grach i przeważnie w szkole konsultowaliśmy jak przejść dany etap. Pamiętam, że właśnie planszę z czarownicami i pierwszego bossa w Tiny Toon przeszedłem dzięki radom kolegi Jorgusia, który już wtedy miał go za sobą. Kolejny raz gdy już myślałem, że nie uda mi się przejść małpy zrzucającej małe małpki kolega znów przekonał mnie, że się da i rzeczywiście udało się. Animków nie przeszedłem jednak w szkole podstawowej w czasie gdy tak naprawdę najwięcej czasu poświęcałem na grę. Czekały jeszcze parę lat do czasów liceum (okolice roku 2000), kiedy to poczułem ogromną chęć na odpalenie Pegaza. I odpaliłem z wielką pompą, bo po paru godzinach naparzania spalił się zasilacz. Jednak nie poddałem się! Od kolegi z klasy kupiłem wspaniały sprzęt, oryginalnego IQ502. Pewnego dnia nie wstając z łóżka uruchomiłem na chwilę Animki. Miałem trochę pograć i iść do szkoły. Na szczęście jednak nie poszedłem i grając non stop od rana do około godziny 16.00 zostałem zwycięzcą! Przeszedłem!!! To było piękne, ciężkie do opisania uczucie. W każdym razie tak wspaniałe, że polecam każdemu go doznać!