Poprzedni mój post jest mocno chaotyczny, bo jest skopiowany z dawnego forum baseballowego i pochodzi z 2010 roku. To właśnie wtedy po raz pierwszy ukończyłem grę Tiny Toon Adventures 2.
Dziś przychodzę z updejtem, bowiem ukończyłem grę ponownie na konsoli Famicom AV. Zajęło mi to niecałe 1,5 godziny, choć gra jest do rozpracowania w jakieś ~20 minut.
Według mnie - jest to świetna kontynuacja jedynki. Bardzo podoba mi się koncept lunaparku, a nie typowej platformówki jak w części pierwszej. Bo nie oszukujmy się - jedynka była dopieszczona do granic możliwości. Niewiele dało by się tam poprawić, więc jeśli zostali by przy tym samym koncepcie to dostali byśmy po prostu to samo z nowymi poziomami.
Ale Konami to jest Konami i poszli inną drogą.
Nie uważam aby gra była jakaś strasznie trudna. Myślę, że każdy kto będzie zawzięty w końcu ją ukończy. Po prostu gra bywa upierdliwa. Kolejkę górską, która kiedyś wydawała mi się najtrudniejsza ukończyłem za pierwszym podejściem (no ok, wczoraj wieczorem grałem chwilę i zrobiłem dwie próby, więc nieco zapamiętałem trasę).
Kocur na kłodach okazał się naprostszym etapem w dzisiejszym posiedzeniu.
O dziwo największe problemy miałem z poziomem pociągowym, który kiedyś wydawał mi się najłatwiejszy. Tutaj poszło z 5-7 prób.
I ostatni etap czyli kaczor - może sprawiać problemy. Udało mi się ukończyć za 3 podejściem. Trzeba znaleźć swój patent. Za pierwszym razem straciłem wszystkie serca. Za drugim zabrakło mi czasu, bo niestety czas jest ograniczony i w tym etapie naprawdę ma znaczenie.
No i właśnie bardzo fajne w tej grze jest to, że to są tylko 4 etapy, dodatkowo nie wydają się trudne i nawet jak się nie uda, to mamy ochotę spróbować ponownie, bo wydaje się to łatwe i wydaję się, że teraz już się uda. I czasem udaje się za drugim razem, a czasem za dwudziestym drugim
Po 4 podstawowych etapach przychodzi czas na zamek.
Z początku warto ogarnąć temat, że daleki skok trzeba robić z ciosem ataku w powietrzu, dzięki temu lądujemy dalej. Ja zanim się spostrzegłem zmarnowałęm z 5 podejść

Generalnie etap jest najtrudniejszy i na nim chwilę czasu spędziłem. Jednak wszystko jest do wyćwiczenia i naprawdę czułem i widziałem progres z minuty na minutę. To co z początku stanowiło wielkie problemy, pod koniec przechodziłem bez zająknięcia. Jest też w tym etapie mały labirynt drzwi, ale nie jest jakiś skomplikowany i spokojnie do rozpracowania w chwilę (choć i tutaj mamy ograniczony czas na etap, więc rozpracowanie labiryntu może nam spokojnie zabrać to jedno podejście....).
W pewnym momencie pojawia się Emilka i tutaj miałem jakieś flashbacki, że jak się damy jej złapać to będzie chryja i powtarzanie... Ale jednak nie. Spadłem do niej, dotknęła mnie i nic wielkiego się nie stało. Nawet serca nie straciłem. Widocznie te flashbacki pochodzą z części pierwszej.
Są też ciekawe elementy zręcznościowe. Ogólnie ten etap w zamku to takie połączenie wielu różnych ciekawych rozwiązań. Jest trudno, ale jest to akceptowalny poziom trudności i jak mówię. Nawet po stracie życia, jest ochota powtarzać to do upadłego, bo rozpracowujemy tą grę punkt po punkcie i z każdym kolejnym podejściem coraz mniej rzeczy stanowi dla nas problem.
Problemem był dla mnie finałowy boss, ale to wynikało z tego, że z początku nie ogarniałęm w ogóle jak go atakować. Po załapaniu patentu - boss robi się dość banalny.
I to by było na tyle. Nie wiem dlaczego, ale naszła mnie ochota na zagranie w tą grę w dniu wczorajszym, jednak było już późno, więc zagrałem tylk odwa podejścia w kolejkę górską. Jednak czułem, że muszę do niej przysiąść na poważnie.
Ja mimo wszystko polecam się przemóc, bo gra jest dopieszczona w każdym calu.