Forum ContraBanda.eu

OD GRACZY DLA GRACZY => Opisy i recenzje gier => Wątek zaczęty przez: żur0 w Grudnia 06, 2021, 10:43:33

Tytuł: Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland
Wiadomość wysłana przez: żur0 w Grudnia 06, 2021, 10:43:33
(https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/2/26/Tiny_Toon_Adventures_2_Trouble_in_Wackyland_cover.jpg)

Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland [Konami, 1992]

Tytuł jest kontynuacją gry o Animkach z 1991 roku, natomiast wydaje mi się, że część druga jest nieco mniej popularna wśród graczy niż jej poprzedniczka.

Pierwsze co rzuca się w oczy po odpaleniu Tiny Toon Adventures 2 to ciekawy sposób organizacji rozgrywki: gracz otrzymuje dziesięć biletów, które może zrealizować w pięciu różnych lokacjach parku rozrywki (samochodziki bumpery, pociąg, spływ kłodami, kolejka górska, dom strachu). Wstęp do poszczególnych atrakcji wymaga różnej ilości biletów.

W każdej z atrakcji przychodzi nam rywalizować innym bohaterem z uniwersum Animków.  Zebrane punkty możemy potem wymienić w kasie parku na kolejne bilety. Ukończenie gry jest możliwe po przejściu poziomu z domem strachu i właśnie aby dostać się do tej lokalizacji ciułamy wymaganą liczbę biletów w innych konkurencjach.

Myślę, że grafika jaką oferuje ten tytuł nie powinna zawieść gracza. Jest naprawdę ładnie, kolorowo - choć trzeba przyznać, że czasami nieco pusto. Jeśli miałbym coś pochwalić szczególnie w zakresie grafiki to na pewno byłaby to animacja postaci, któa jest zrobiona przepięknie i nieraz przyprawia o uśmiech na twarzy. Nie zawsze na końcu poziomu przyjdzie nam się zmierzyć z bossem: w zasadzie będą to tylko etapy z pociągiem oraz finałowa rozgrywka w domu grozy.

Muzyka w grze jest naprawdę miła dla ucha, są to oczywiście kompozycje mocno związane z kreskówką. Jakość udźwiękowania nie dziwi - wersję japońską przygotowywano pod legendarny chip VRC7, którego jednak ostatecznie nie użyto do rozszerzonego audio.

Nie pamiętam do końca czy zetknąłem się z tą grą za czasów młodości - mam jakieś rozmyte, niepewne przekonanie, że tak. Wydaje mi się, że pożyczyłem ją od kogoś na 2-3 dni (czasem takie były realia pożyczania gier, krótki restrykcyjny okres, bo cała kolejka chętnych). W głowie świta mi głównie ekran tytułowy i wewnętrzne przekonanie, że widziałem go w latach 90. na moim TV.

Jednego jestem pewien - nie sądzę żebym wtedy przeszedł tę grę z uwagi na wysoki poziom trudności, który teraz również mnie kompletnie rozbił. Są oczywiście poziomy łatwiejsze i trudniejsze. Do tych łatwiejszych zaliczyłbym bumpery i pociąg, do zdecydowanie trudniejszych kolejkę górską i spływ na kłodzie. O domu strachu nie wypowiadam się, bo bylem tam statystą, ale ogólnie też wygląda na hardkor. Dodajmy do tego jeszcze licznik czasu, który bezwględnie odmierza minuty i robi się naprawdę ciężko.

Macie jakieś wspomnienia związane z tym tytułem?



Tytuł: Odp: Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland
Wiadomość wysłana przez: daf w Grudnia 06, 2021, 11:05:00
Mam wspomnienia z dzieciństwa i mam je bardzo podobne. Po bardzo dobrej jedynce, w którą grałem za dzieciaka dniami i wieczorami, którą przeszedłem do końca, co było w domu wielkim wydarzeniem, nagle dorwałem kartridż z dwójką i było jedno wielkie rozczarowanie. Nawet aż tak źle się nie zaczęło, bo pamiętam, że jako pierwszy etap wybrałem prosiaka i jego typowo platformowy etap nie był taki zły (chociaż momenty, gdy musisz być przy samej krawędzi auto-scrollowanego etapu, bo zaraz odczepi się wagon są moim zdanie równie z dupy, jak cała ta gra).

Później było już tylko gorzej. Te jeżdżące pączki kaczora to w mojej opinii jedno z większych nieporozumień od Konami, natomiast etapów kota oraz baby chyba nigdy nie ukończyłem - nawet do dzisiaj (może ewentualnie kota mi się za dzieciaka udało, ale głowy nie dam). Nawet z sejwami na emulatorze jakoś nigdy mi się nie chciało - taką niechęć mam do tej gry. Zresztą wiem, jak wygląda etap kolejny, jakie tam są jazdy z labiryntem i to chyba ta świadomość każe mi się nie zasiadać do tej gry na poważnie.
Wygląda ładnie i niewiele poza tym, nie lubię jej za bardzo.
Tytuł: Odp: Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland
Wiadomość wysłana przez: OsA w Grudnia 06, 2021, 11:39:57
Za dzieciaka trochę grywałem, nawet udawało mi się na pamięć metodą prób i błędów dojść trochę dalej niż przeciętnie, jednak na poważnie za grę wziąłem się dopiero w 2010 roku i tutaj cofnijmy się do tego momentu:

Po przejściu pierwszej części - nadszedł czas na dwójkę. Trochę grałem, jednak bez powodzeń, szybko się irytowałem i wyłączałem na rzecz mvp baseball.
W końcu jednak nadszedł ten dzień kiedy na pełnym skupieniu, zdeterminowany przysiadłem do tej gry.

Mamy lunapark i trzeba przejść 4 etapy, aby dojść do ostatniego finalnego zamku. Przechodząc etap dostajemy złoty kupon. Do zamku potrzebne są 4 złote kupony. Dodatkowo w grze nie ma czegoś takiego jak życia. Przegrałeś to grasz od nowa, ale każde rozpoczęcie gry na jakimkolwiek urządzeniu wymaga od nas zabrania kuponów. Niektóre kosztują kupon, a inne dwa kupony. Jeżeli nie mamy kuponów, możemy wymienić punkty na kupony.

Jeżeli chodzi o etapy zacząłem od kocurka na kłodzie i poszło w miarę gładko.
Następnie kolejka górska tą panienką, zawsze to był mega hardcore, ale tym razem o dziwo chyba za pierwszym razem. Nie powiem bo miałem w paru momentach niezłego farta.
Następnie ciuchcia, prosiakiem. Ten etap zawsze należał do najłatwiejszych, więc poszedł gładko. Trzeba tylko pamiętać o odczepiających się wagonach.
A na koniec gokarty tym kaczorem. Tutaj też się irytowałem, najgorszy był 1 etap. Parę prób i w końcu się udało. Aby zdobyć złoty kupon, trzeba przejść 3 etapy w gokartach i wepchnąć do dziury 2 przeciwników, pamiętając, że samumu nie można wpaść.

W końcu zamek. Zamek to była masakra. Najpierw był sam problem ogólnie z wyczuciem skakania. Potem problem z drzwiami, bo był labirynt. Po jakimś czasie załapałem w jakiej kolejności i w które drzwi wchodzić, pojawił się kolejny problem ze skakaniem i brakowało mi czasu. W końcu jednak i ten element rozpracowywałem i przechodziłem plansze bardzo szybko, w jakieś 50 sekund, aż dochodziłem do kolejnego momentu... kołowrotek... To też była mordęga, ale w końcu udało się. I parę razy pod koniec wpadałem do dziury. To już była mega irytacja.

Podczas gry wiele razy robiłem przerwę, np. gdy pod koniec wpadłem do dziury, wyłączałem telewizor, szedłem zająć się codziennymi sprawami życiowymi i po ochłonięciu wracałem do nadal działającej konsoli - czyli zamek od nowa. I tak kilkakrotnie/kilkanaściekrotnie. Na szczęście zasilacz się nie spalił.

Ostatecznie udało mi się ją ukończyć. Ale było to 11 lat temu i chyba nadciąga czas kiedy trzeba będzie odkurzyć ten tytuł  8)

Ja mimo wszystko wspominam tę grę naprawdę dobrze.
Tytuł: Odp: Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland
Wiadomość wysłana przez: OsA w Października 11, 2022, 22:33:28
Poprzedni mój post jest mocno chaotyczny, bo jest skopiowany z dawnego forum baseballowego i pochodzi z 2010 roku. To właśnie wtedy po raz pierwszy ukończyłem grę Tiny Toon Adventures 2.


Dziś przychodzę z updejtem, bowiem ukończyłem grę ponownie na konsoli Famicom AV. Zajęło mi to niecałe 1,5 godziny, choć gra jest do rozpracowania w jakieś ~20 minut.


Według mnie - jest to świetna kontynuacja jedynki. Bardzo podoba mi się koncept lunaparku, a nie typowej platformówki jak w części pierwszej. Bo nie oszukujmy się - jedynka była dopieszczona do granic możliwości. Niewiele dało by się tam poprawić, więc jeśli zostali by przy tym samym koncepcie to dostali byśmy po prostu to samo z nowymi poziomami.


Ale Konami to jest Konami i poszli inną drogą.


Nie uważam aby gra była jakaś strasznie trudna. Myślę, że każdy kto będzie zawzięty w końcu ją ukończy. Po prostu gra bywa upierdliwa. Kolejkę górską, która kiedyś wydawała mi się najtrudniejsza ukończyłem za pierwszym podejściem (no ok, wczoraj wieczorem grałem chwilę i zrobiłem dwie próby, więc nieco zapamiętałem trasę).
Kocur na kłodach okazał się naprostszym etapem w dzisiejszym posiedzeniu.
O dziwo największe problemy miałem z poziomem pociągowym, który kiedyś wydawał mi się najłatwiejszy. Tutaj poszło z 5-7 prób.
I ostatni etap czyli kaczor - może sprawiać problemy. Udało mi się ukończyć za 3 podejściem. Trzeba znaleźć swój patent. Za pierwszym razem straciłem wszystkie serca. Za drugim zabrakło mi czasu, bo niestety czas jest ograniczony i w tym etapie naprawdę ma znaczenie.


No i właśnie bardzo fajne w tej grze jest to, że to są tylko 4 etapy, dodatkowo nie wydają się trudne i nawet jak się nie uda, to mamy ochotę spróbować ponownie, bo wydaje się to łatwe i wydaję się, że teraz już się uda. I czasem udaje się za drugim razem, a czasem za dwudziestym drugim :)


Po 4 podstawowych etapach przychodzi czas na zamek.
Z początku warto ogarnąć temat, że daleki skok trzeba robić z ciosem ataku w powietrzu, dzięki temu lądujemy dalej. Ja zanim się spostrzegłem zmarnowałęm z 5 podejść :)
Generalnie etap jest najtrudniejszy i na nim chwilę czasu spędziłem. Jednak wszystko jest do wyćwiczenia i naprawdę czułem i widziałem progres z minuty na minutę. To co z początku stanowiło wielkie problemy, pod koniec przechodziłem bez zająknięcia. Jest też w tym etapie mały labirynt drzwi, ale nie jest jakiś skomplikowany i spokojnie do rozpracowania w chwilę (choć i tutaj mamy ograniczony czas na etap, więc rozpracowanie labiryntu może nam spokojnie zabrać to jedno podejście....).


W pewnym momencie pojawia się Emilka i tutaj miałem jakieś flashbacki, że jak się damy jej złapać to będzie chryja i powtarzanie... Ale jednak nie. Spadłem do niej, dotknęła mnie i nic wielkiego się nie stało. Nawet serca nie straciłem. Widocznie te flashbacki pochodzą z części pierwszej.


Są też ciekawe elementy zręcznościowe. Ogólnie ten etap w zamku to takie połączenie wielu różnych ciekawych rozwiązań. Jest trudno, ale jest to akceptowalny poziom trudności i jak mówię. Nawet po stracie życia, jest ochota powtarzać to do upadłego, bo rozpracowujemy tą grę punkt po punkcie i z każdym kolejnym podejściem coraz mniej rzeczy stanowi dla nas problem.


Problemem był dla mnie finałowy boss, ale to wynikało z tego, że z początku nie ogarniałęm w ogóle jak go atakować. Po załapaniu patentu - boss robi się dość banalny.


I to by było na tyle. Nie wiem dlaczego, ale naszła mnie ochota na zagranie w tą grę w dniu wczorajszym, jednak było już późno, więc zagrałem tylk odwa podejścia w kolejkę górską. Jednak czułem, że muszę do niej przysiąść na poważnie.


Ja mimo wszystko polecam się przemóc, bo gra jest dopieszczona w każdym calu.
Tytuł: Odp: Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland
Wiadomość wysłana przez: daf w Października 12, 2022, 08:12:02
Ostatnio to na chwilkę włączyłem, żeby pokazać Werze coś, czegoś jeszcze nie zna, a może się jej spodobać. I jakoś tak z marszu pokonałem wszystkie 4 atrakcje za pierwszym razem - nawet kolejkę górską, która jest wg mnie przegięta, bo bez wyuczenia się trasy na pamięć nie ma szans zareagować w odpowiednich miejscach. Dojechałem jednak z jednym sercem.
Na szczęście w tym momencie Małej znudziło się oglądanie i bardzo się ucieszyłem, bo totalnie nie miałem ochoty na etap z zamkiem - często zresztą bywało tak, że wyłączałem grę w tym właśnie momencie.

Moja ocena poszczególnych etapów:

Prosiak - bardzo dużo grałem w ten etap za dzieciaka rekreacyjnie, po czym po prostu wyłączałem grę. Znam więc ten etap bardzo dobrze. Wkurzają mnie zawsze te odczepiające się wagony, czasami potrafią mnie zaskoczyć.

Baba - postrach dzieciństwa. Tak jak pisałem - trzeba po prostu wykuć się trasy oraz reakcji na pamięć, to zapewne będzie pestka.

Tasior - zawsze mnie irytowało to jeżdżenie w pączku i odbijanie się po całej okolicy. Irytuje do dziś.

Kiciuś - w sumie nie wiem, dlaczego parę postów wyżej pisałem, że to takie ciężary. Jest tam tylko jeden trudny moment - gdy musimy przeskoczyć z kłody na kłodę (pixel perfect). Reszta w miarę łatwa i wręcz nudna.

Chłop królik - idźcie mnie z tym dziadostwem...
Tytuł: Odp: Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland
Wiadomość wysłana przez: Mcin w Października 12, 2022, 21:22:28
Heh, za dzieciaka trafiły mi się obie gry. jako przedszkolak nie byłem wybitnym graczem i żadnej nie przeszedłem, ale, ale, dużo lepiej wspominałem jedynkę - prosta platformówka z dużym nastaraniem, dwójeczka jakoś taka udziwniona była. Lubiłem prosiaka, bo był łatwy i przechodziłem, lubiłem Sylwka Juniora, bo... nie wiem czemu, Baba wydawała się nie do ruszenia a kwaczące gówno w obwarzanku to chory pomysł dla mnie był. Pamiętam, jeden starszy kolega nauczył się aż do zamku przechodzić i patrzyłem jak w ikonę jak grał, ale mimo deklaracji - na moich oczach zamku nie przeszedł.

Moja opinia dziś zmieniła się nieznacznie. Wciąż lubię poziomy z prosiakiem, choć są dla starego ciut za łatwe i nie przechodzę go kompulsywnie co 3 dni - mam inne gry do ogrania, nie co kiedyś. Wciąż lubię Sylwka juniora, choć są tam dłużyzny. Lubię babę, choć wymaga wykucia momentów na blachę. Z obwarzankami idź pan w... Zamek nawet nie pamiętam, czy przeszedłem, wracając do gry kilka lat temu, wiem, ze byłem daleko... ale skoro nie pamiętam, raczej nie.

Grafika i muzyka najwyższych lotów Konami. Co do tego VRC7, to wiem, że płytka była, ale chipu dźwiękowego nie dali... pytanie, czy to utylizacja starych rozwiązań, stare zmagazynowane płytki chcieli wypchnąć, czy faktycznie szykowali jakąś aranżację na VRC7... jakby taka była i wyciekła, słuchałbym.

Podsumowując, gra warta świeczki, ale nie wybitna, ciekawy pomysł trochę traci przez nierówne wykonanie i poziom trudności, no i te fajniejsze atrakcje - czyli wszystkie poza obijakami - mogliby przedłużyć o 2 lub 3 poziomy. Mocne 7/10 za całokształt.
Tytuł: Odp: Tiny Toon Adventures 2: Trouble in Wackyland
Wiadomość wysłana przez: KitsuneFox w Października 24, 2022, 18:36:22
Ale soundtrack to jest zwyczajnie genialny i bez VRC7. Zwłaszcza kawałek z ostatniej planszy, najlepszy kawałek z finałowej planszy jaki było mi dane słyszeć w grach od Konami, i żadna Contra tego nie przebije. Te arpeggio użyte w kawałku z finałowej planszy i w intrze do finałowej planszy skutecznie budują klimat, że to już koniec.