Dobra, może warto byłoby rozruszać ten wątek, bo jak najbardziej jest on tego warty, a coś nie za bardzo pykło.
Rockman - jeżeli chodzi o serię gier, to chyba moja ulubiona na platformę Famicom. Podarować graczom sześć równych części gry? Klasa. Wiele osób się ze mną nie zgodzi - powie, że wcale nie są równe, bo 2-3 ostatnie są bardzo słabe, ale nie mogę się z tym zgodzić. Wg mojej opinii - piątka i szóstka to nadal bardzo solidne gry, a całość tworzy wyjątkową heksalogię na NESa i Famicoma.
Najwięcej wspomnień mam z jedynką, bowiem ją jako jedyną posiadałem za dzieciaka na konsoli. Ogrom godzin spędzonych przy tym tytule w podstawówce. Rewelacyjny koncept robot masterów z różnymi mocami, świetny poziom trudności, ciekawi kreskówkowi przeciwnicy, główny bohater ze sporym potencjałem, solidna oprawa audiowizualna (weźmy pod uwagę, że w tym samym roku wyszły np. Elevator Action, Lode Runner, czy pierwszy Spelunker). Dużo aspektów, aby stać się jedną z najbardziej znanych gier na tej platformie - i chyba tak się właśnie stało.
Z pierwszym Rockmanem wiąże się też jeden z najbardziej wartościowych achievementów, które udało mi się uzyskać w grach famicomowych - mianowicie 3 razy przeszedłem ten tytuł bez straty życia. Dobrze masterowało mi się ten tytuł swojego czasu.
No a w czasach Emunes oraz emulacji gier (przed tym, zanim powróciłem po przerwie do Pegasusa na dobre) zagrywałem się w pozostałe 5 części, zachwycając się kolejnymi konceptami bossów, świetnymi utworami (miałem zgrane najlepsze kąski na mój pierwszy odtwarzacz MP3) oraz sporą grywalnością, którą oferowała mi cała ta seria.
Podobał mi się fakt, że każda kolejna część wnosiła jakiś drobny nowy element. W dwójce można było układać sobie różne platformy, po których chodziliśmy (niby w jedynce też takowa była, ale teraz działało to lepiej, inaczej), trójka wprowadzała ślizg, czwórka ładowanie mega-bustera, piątka oferowała nam ptaka Beata, w szóstce mieliśmy kilka różnych specjalnych kombinezonów - z każdym kolejnym Rockmanem pojawiały się delikatne udoskonalenia, które sprawdzały się wybornie, urozmaicały rozgrywkę i odróżniały kolejne sequele od siebie.
No i naprawdę lubię piątkę i szóstkę - to bardzo udane części, nieprzesadzone, z fajnymi przeciwnikami i pomysłami. Piątka jest zdecydowanie zbyt łatwa, fakt - ale nie przeszkadza mi to. Jak mam ochotę się pomęczyć, to włączam przesadzonego w drugą stronę Rockmana 4. Natomiast szóstka sprawia mi obecnie najwięcej radości i jakbym miał wybrać tylko jedną część (wiem, jest już taki wątek i zresztą zagłosowałem w nim na inną część) to wybrałbym właśnie Rockmana szóstego. Najbardziej dopieszczony i jeszcze wciąż daleki od zmęczenia materiału.
Lubię także niedocenioną część siódmą na SNESa, aaaale... to już temat nie na ten wątek. ;)
(http://www.contrabanda.eu/upload/hosting/rockman_1-6.jpg)
"Nieogarniony Chłop" raz na trzy lata to dobra dawka. Dziś w nocy przeszedłem dwójkę, na jedno posiedzenie. Zajęło mi to około 5-6 godzin. Bez wcześniejszego przygotowania, kiedyś tam grę odpaliłem, ale chyba nawet jednego chłopka nie powaliłem.
Grałem na hardzie, i nie był jakoś wielce trudniejszy od jedynki. Więcej czasu spędziłem na misjach, mniej na końcowych walkach, ale mniej więcej na jedno wyszło. Sam Waluś to prościak, a jego ostateczna forma jest po prostu mozolna i nudna. No i duży minus za 4 poziom zamku Walusia, nie dość że sam etap nużący to jeszcze kocia muzyka, czterosekundowa irytująca pętla. Serio, miałem już iść spać, ale pomyślałem, że drugi raz nie będzie mi się chciało ;)
Gra ogólnie bardzo podobna, jedyną dużą zmianę robią te ruchowe dopałki i konieczność ich użycia w zamku. Te same zalety co przy jedynce, czyli ogólnie solidna platformowo akacjowa gra z kolorowym światem i ciekawymi przeciwnikami, gdzie połową zabawy jest rozkminienie, w jakiej kolejności rozwalać chłopków i która moc gdzie dobrze działa. Ja nie powiem, podziwiam, jak ktoś przechodzi dużych wrogów jedynie z podstawowym miotaczem. Wspomniane przez ze mnie opóźnienie w ruchu jest, to chyba funkcjonalność,a nie błąd ale mnie drażni. Tak samo jak niekonsekwencja w projekcie poziomów, momenty bardzo proste przeplatają się z szpilami wymagań, gdzie punkty kontrolne zazwyczaj każą przechodzić te proste sekwencje jeszcze raz, no i czasem nie ma opcji inaczej niż młócenie spadku po wrogach. No, ale udaje się finalnie przekuć to w taką dobrą frustrację, typu "ja im jeszcze pokażę". Muzyka jest spoko, ale żaden geniusz, Capcom dowiózł złoto w Duck tales, tu jest tylko dobrze.
Finalnie, gra dobra i polecam się spróbować, ale brak szlifu sprawia, że nie rozumiem czci, która serię otacza, ani rzekomej wybitności, która jest jej przypisywana. Może zmienię zdanie po trójce. Dowiecie się pewnie za 3 lata.
PS miałem dobrą zabawę dobierając synonim słowa MEGA:
Sorry but you are not allowed to view spoiler contents.