Power Blade [SERIA]
*

Offline Preki

  • **
  • 431
Power Blade [SERIA]
« dnia: Grudnia 18, 2021, 22:42:37 »
No więc swój 300-tny post na forum przeznaczę na recenzję, trochę napisaną na niecałe 30%.

Końcówka NES-a obfitowała w masę ciekawych tytułów które przemknęły bez większego echa. Większość graczy wyposażyła się bądź miała w planach zakup nowego, 16-bitowego SNES-a. Na ten okres przypada też większość działalności firmy Natsume, która dostarczyła takie tytuły jak Shadow of the Ninja, Shatterhand czy też S.C... ehm... Final Mission oraz omawiany poniżej Power Blade, który powstał we współpracy z Taito, które również zajęło się wydaniem gry.




Zanim omówię grę jako taką, warto wspomnieć o dość specyficznym procesie lokalizacji jaki Ostrze Mocy przeszło, gdy trafiło z Japonii na rynki zagraniczne. Gra oryginalne wydana została w Japonii jako Power Blazer i była mizerną próbą stworzenia klona Mega Mana - nawet główny bohater wygląda jak podróba megachłopa, z tą różnicą że rzuca on bumerangami i jest to jego jedyna metoda ataku. Każdy z etapów można przejść w kolejności jaka nam się zażyczy, ale nie wpływa to absolutnie na rozgrywkę tak jak to ma miejsce we flagowej serii Capcomu, zaś same poziomy są dość liniowe. Bohater ma śmiesznie niski skok, odległości między platformami są często na styk, a do tego wszystkiego dodano zbyt szybko znikające bloki. Krótko mówiąc - pomimo ładnego wykonania od strony audiowizualnej, gra była niegrywalnym niewypałem i takim pozostała w Japonii. Taito zamiast zwyczajnie dokonać zmiany grafik i przetłumaczenia gry na angielski, postanowiło, żeby gra była zrobiona całkowicie od zera, bo inaczej będzie kolejna klapa.

W wersji wydanej w USA i Europie zamiast grać bootlegowym Mega Manem wcielamy się w rolę przypakowanego osiłka o kryptonimie Nova, który został wezwany by opanować sytuację z superkomputerem rządzącym Nową Ziemią, uszkodzonym przez inwazję obcych, których naturalnie musimy powstrzymać. Nic odkrywczego, fabuła taka sama jak w większości gier akcji, bo więcej nie trzeba. Grę można rozpocząć na dwóch poziomach trudności - Normal oraz Expert, które różnią się jedynie limitem czasowym w jaki trzeba pokonać każdy z etapów - a te są dużo bardziej nieliniowe niż w Power Blazer, czasami idzie się zagubić, zwłaszcza że wpierw trzeba zdobyć kartę dostępu zanim chcemy dotrzeć do bossa. Po pokonaniu wszystkich bossów odblokowywany jest ostatni level w którym zmierzymy się z największym zawadiaką i przywrócimy porządek po złojeniu mu skóry. Czyli ujmując pokrótce modnym ostatnio słówkiem w gamingowym żargonie - Power Blade to tzw. metroidvania.

Nasz gieroj w dalszym ciągu rzuca bumerangami, które można ulepszać zbierając przedmioty z poległych wrogów - zwiększające siłę rzutu, ilość bumerangów na raz i przenikanie tychże przez wielu wrogów. Po każdym rzucie pasek siły jest redukowany do zera i z czasem powoli wzrasta, przez co rzucanie bumerangów jeden po drugim powoduje, że każdy kolejny rzut jest słabszy. Poprawiono też mechanikę skakania, choć dalej można natknąć się na miejsca wymagające precyzyjnego skakania. Prawdę mówiąc, mi osobiście skoki sprawiały większą trudność niż sami wrogowie. Dodano też Power Suit, który jest egzoszkieletem dającym możliwość strzelania lecącymi na wprost falami sonicznymi zamiast bumerangami, które zamiatają wszystko co napotkają na drodze. Jednak ten kombinezon zużywa się po oberwaniu trzy razy, więc trzeba się mieć na baczności. Gdzieniegdzie można znaleźć granaty służące do czyszczenia całego ekranu z wrogów w razie trudnej sytuacji. No i chyba najbardziej amerykańska rzecz w całej grze - zdrówko odnawia się hamburgerami.

Graficznie jak to gra z późnego życia konsoli prezentuje się nienagannie, momentami akcja może się spowolnić gdy trochę więcej wrogów pojawi się na ekranie, tym bardziej jak zaczną wybuchać. Jedyne moje małe zastrzeżenie to animacja biegu bohatera, która wygląda wprost komicznie. Ale to nie stroną wizualną Power Blade błyszczy, lecz muzyką. Natsume jako firma złożona z byłych pracowników Konami miała na swoich usługach dwóch znanych muzyków, ścieżkę dźwiękową do Power Blade skomponowała Kinuyo Yamashita, która poprzednio zasłynęła kompozycjami z Castlevanii czy Arumana No Kiseki. Kawałki z Area 1 i 6 oraz intro są moimi ulubionymi.

Na koniec ciekawostka związana z wyglądem bohatera w wersji zagranicznej. O ile o protagoniście oryginału napisałem wystarczająco dużo, to Nova wygląda z kolei łudząco podobnie do Arnolda S. (lub nawet Duke'a Nukema, który jeszcze wtedy nie istniał). Autor grafiki na etykietce kartridża dostawał pozwy od prawników rzeczonego aktora gdyż ci twierdzili, że używa jego wizerunku bez pozwolenia i opłat (ta, tak jakby wiele innych gier akcji tamtego okresu tego nie robiło). W odpowiedzi na te pisma, Mike Winterbauer przesłał swój autoportret będący pierwowzorem swojego dzieła po czym prawnicy Ahnolda mu odpuścili.

Recenzja Power Blade 2 będzie potem w tym temacie.
« Ostatnia zmiana: Grudnia 23, 2021, 11:58:06 wysłana przez Preki »

*

Offline daf

  • *****
  • 1743
Odp: Power Blade [SERIA]
« Odpowiedź #1 dnia: Grudnia 20, 2021, 14:37:54 »
Lubię tę grę (jedynkę), ale tylko w postaci japońskiego Power Blazera. Nie wiem dlaczego, ale w wersję z Wąskim nigdy nie grałem. Z tego co pamiętam, te dwa tytuły mają sporo różnic, jak na regionalne wydania, ale nie pamiętam już jakie dokładnie.

Tytuł raczej trudny, pamiętam naszą walkę z MWK - zajęło nam to 3 dni, żeby w końcu ją przejść. Oczywiście nie non-stop, z przerwami na inne, bardziej relaksujące gry. ;)
Denerwuje trochę ten bumerang, zdecydowanie wolałbym normalne strzelanie. W dodatku po stracie życia ciężko gra się bez zdobytych wcześniej power-upów. Są też irytujące momenty skoków "z ostatniego piksela" platformy, żeby nie wlecieć w przepaść. No i ten respawn przeciwników... Cofnij się o jedną kolumnę pikseli i znowu pojawia się ktoś, kogo 0,1 sekundy wcześniej pokonałeś. Za to końcowy boss - bardzo łatwy, w porównaniu do pozostałych wyzwań w grze.

Ale Power Blazer ma więcej plusów, niż minusów. Irytuje przez dużą część rozgrywki, to fakt, ale potrafi dać też sporo satysfakcji po przejściu etapu. No i do tego pięknie wygląda i takoż brzmi. Uwielbiam kawałek muzyczny z bazy wojskowej (Sector 5: Tanker). Ogólnie gra na plus, lecz po dwukrotnym jej przejściu nie mam już ochoty grać w nią "seryjnie", aby ukończyć. Czasami włączam sobie po prostu pojedynczy etap.

*

Offline Preki

  • **
  • 431
Odp: Power Blade [SERIA]
« Odpowiedź #2 dnia: Grudnia 23, 2021, 11:55:40 »



Zaledwie rok później Duke Nukem Nova powraca w sequelu zwyczajnie opatrzonym dwójką. Do gry wita nas pokręcona fabuła w której koleś wyglądający jak chudy Donald Trump będący szefem niejakiej Delta Foundation oferuje rządowi sprzedanie nowego modelu cyborga bojowego, a gdy oferta zostanie odrzucona to cyborg zostanie sprzedany wrogiemu reżimowi. Brzmi... logicznie. Jaki jest plan? Szturm oddziałów specjalnych, a może nalot bombowy? Nie, wyślijmy tego gościa z bumerangiem, ponownie. Logika starych gier w pigułce.

Druga odsłona tej serii także miała ciekawą historię lokalizacji. O ile na zachodzie wydana została jako sequel pierwszej części, to w rodzimej Japonii Power Blade 2 ukazała się bez większych zmian w grafice czy projektach poziomów jako Captain Saver, gdyż pierwsza część serii jak opisywałem powyżej, miała podróbę Mega Mana jako głównego bohatera, przez co obie gry są powiązane tylko podstawową mechaniką.

Podstawowa mechanika rozgrywki niewiele różni się od prequelu - mięśniak tak samo potrafi skakać, biegać, rzucać bumerangami i zbierać niemalże te same power-upy. Dodano jednak ślizganie się, pozwalające przemierzać niskie przestrzenie a także szybciej przemieszczać się po poziomach - działa to dokładnie tak samo, jak w Mega Manie 3. Co diametralnie jednak wyróżnia Power Blade 2 od 1, to różne kombinezony zamiast jednego które nadają nowe możliwości takie jak na przykład wspinanie się po ścianach i sufitach. Tyle że tym razem trzeba je zdobyć po walce z sub-bossem (kolejny motyw z Mega Mana). O ile teoretycznie walka z nimi jest opcjonalna, to pokonanie końcowego bossa bez kombinezonu jest bardzo, bardzo trudne.

I skoro mowa o poziomie trudności, w tej grze jest tylko jeden - BRUTALNIE TRUDNY. A to wszystko przez projekty poziomów, które nie dość że są kompletnie liniowe, to są pełne pułapek typu kolce, spadające sufity, i inne nieprzyjemności które mogą zakończyć życie w moment. Pierwszy etap (a te także możemy wybierać w dowolnej kolejności) jeszcze można przeboleć, ale każdy następny jest po prostu przekichany. Nie pomaga też fakt, że po utracie życia cofamy się do samego początku etapu, jeżeli nie walczyliśmy z mid-bossem, obok którego po pokonaniu jest ustanowiony checkpoint. I tak jak wspomniałem, pokonywanie mid-bossów i zdobywanie kombinezonów jest niemalże obowiązkowe by pobić końcowego bossa każdego levelu. Jest to potężna różnica względem Power Blade 1, która zalicza się według mnie do jednej z najłatwiejszych gier na konsolę, dwójka pod względem poziomu frustracji wraca do korzeni rodem z Power Blazera.

Grafika jest jeszcze bardziej dopracowana niż w jedynce, bardziej szczegółowe otoczenia czy sprite bohatera (już bez pokracznej animacji chodzenia). Ale także sama paleta barw jest bardziej ciemna niż wesołe kolorki poprzedniej części. Cała akcja dzieje się albo w zaciemnionych korytarzach albo w nocy, w kontraście do prequelu, gdzie większość poziomów działa się za dnia, a nawet wnętrza są bardziej kolorowe (co jest pozostałością po Power Blazer), niż w dwójce. Muzykę po raz kolejny pisała Kinuyo Yamashita i brzmi ona jeszcze lepiej, szczególnie motywy ze Stage 01 oraz 03, i bardzo pasuje brzmieniem do zmian w prezentacji graficznej Efekty dźwiękowe zaś pozostały takie same.


Moje przemyślenia na temat serii prezentują się następująco - dośc ciekawy klon Mega Mana, jedynkę mogę polecić z czystym sumieniem graczom bardziej casualowym, ale sequel to już tylko dla ekspertów, choć zachęca lepszą prezentacją audiowizualną, to nawet co lepsi gracze mogą przy nim wymięknąć.

*

Offline daf

  • *****
  • 1743
Odp: Power Blade [SERIA]
« Odpowiedź #3 dnia: Grudnia 23, 2021, 12:20:43 »
Bardzo dobrze napisany tekst, Preki. Ja z kolei dwójkę zapamiętałem jako tę łatwiejszą od części pierwszej. Ale nie ukrywam - grałem w nią porządnie tylko jeden raz. Oczywiście jak zawsze z MWK podczas Grudziądzkiego Grania 2k12. Nie pamiętam w niej już prawie nic.

*

Online OsA

  • ***
  • 587
    • #58OsA
Odp: Power Blade [SERIA]
« Odpowiedź #4 dnia: Stycznia 21, 2022, 22:17:21 »
Tak to zazwyczaj bywa u mnie panowie, że pojawia się jakiś temacik, zwłaszcza dotyczący jakieś serii i od razu pojawia się w moim oku błysk. Zwłaszcza gdy temat dotyczy gier z którymi mam jakieś mgliste wspomnienia. I tak też na fali tematu Pampkina, postanowiłem przysiąść do serii Power Blade. Poszczególne części bardzo się różnią, więc omówię je po kolei.


Power Blade
Ekran tytułowy i Arnold jak malowany. 6 sektorów - na plus, że możemy wybrać od którego chcemy zacząć. Ok, w dzisiejszych czasach to nie ma większego znaczenia, ale za dzieciaka taka opcja dawała jednak szansę poznać nieco więcej gry, bo takto pewnie skill by nie pozwolił na dotarcie do końca. Po przejściu 6 poziomu, jest jeszcze jeden finałowy.
Oczywiście grałem na tym łatwiejszym poziomie trudności (więcej czasu), bo właśnie jest tutaj limit czasowy i co ważne - tego czasu może zabraknąć.... Dlaczego? Bo ta gra to kurewski labirynt. Nie lubię takich gier. Jedynie Alien z tego typu rzeczy przywołuje u mnie miłe wspomnienia, ale w tej grze tyle co się nawkurwiałem przez to, że nie wiadomo gdzie dokładnie iść... A do tego wszystkiego trzeba znaleźć gnoja z kartą dostępu... Arghhhh. To dla mnie największy minus.
Jeśli chodzi o pozostałe czynniki no to jest naprawdę dobrze. Poziom trudność dobrze wyważony, postać ok, sterowanie z początku może się wydawać dziwne, ale kwestia chwili. Fajny zakres broni - w sensie, że w każym kierunku. Ale tak naprawdę to wszystko rozbija się o egzoszkielet. Gdy go już zdobędziemy to poziom trudności drastycznie spada i za wszelką cenę trzeba robić wszystko, aby go utrzymać do końca lub przynajmniej jak najdłużej. No i jeśli nam się to uda, to z egzoszkieletem żaden boss nie powinien być jakimś szczególnym wyzwaniem.
Ogólnie gra ok, ale ma kilka dużych mankamentów.


Power Blade 2
No i wtedy wchodzi ona cała na biało. Tak powinny wyglądać kontynuację, czyli druga część musi być minimum na poziomie poprzedniej, a najlepiej, żeby była jeszcze lepsza. I tutaj sprawdza się to w pełni, bowiem w drugiej części wyeliminowano większość mankamentów, która trapiły jedynkę.
Graficznie jest oczywiście lepiej, ale to są szczegóły. Najważniejsze, że znacząco zmieniono gameplay. Teraz na motocyklu wybieramy poziom. Do wyboru jest 5 etapów. Zrezygnowano z pieprzonego labiryntu. Po prostu przemy przed siebie. Dodatkowa fajna opcja, z góry wiemy ile "check pointów" musimy zaliczyć, czyt. drzwi czy jak to tam. Wszystko jest na pasku: na którym jesteśmy i ile jest w sumie. Bardzo fajna sprawa. No i najważniejsze. O ile w jedynce egzoszkielet jak już zdobyliśmy to mogliśmy mieć do usranej śmierci (egzoszkieletu śmierci), tak tutaj już nie jest tak kolorowo i podczas używania, schodzi nam pasek energii, który oczywiście możemy doładowywać power-upami. O wiele lepsze rozwiązanie. Co więcej - mamy do dyspozycji kilka różnych na różne warunki (woda, unoszenie się w powietrzu). Jedno mogę doradzić - gdy nie trzeba oszczędzajcie energię. Są bowiem momenty gdzie nie wyobrażam sobie przejścia bez egzoszkieletu.
Tak jak Preki wspomniał - dwójka jest znacznie trudniejsza. Ale jednocześnie dodano wiele fajnych elementów, bardzo pomysłowych, wymagających naprawdę dobrej zręczności (lub wielu, wielu prób). No i bossowie.... Teraz czuć, że to boss, a nie popierdółka. Najbardziej dał mi popalić boss z 5 poziomu i jakaż była moja radość gdy udało się go pokonać.
Radość jednak nie trwała długo, bo wzorem z "Monster in my pocket" pod koniec gry musimy rozwalić każdego bossa raz jeszcze. Arghhhhh.... to mnie wkurwiło. Mogli sobie darować, zwłaszcza, że gra i tak jest trudna. Boss finałowy o dziwo nie jest jakiś wybtnie trudny.
Tak więc podsumowując dwójka jest już blisko ideału.




Power Blazer
Zdziwliście mnie panowie tą informacją Power Blazer -> Power Blade.
Nie miałem o tym pojęcia, że pierwowzór japoński wyglądał zupełnie inaczej. Jednak ponieważ ogrywam serię to zabrałem się i za tą część.
Niestety ciężko się z początku gra, zwłaszcza, że człowiek ma pewne przyzwyczajenia z Power Blade. Najbardziej doskwiera to, że nie da się rzucać bumerangiem w górę. Druga rzecz to... ja rozumiem precyzyjne skoki, ale to jest kurwa gruba przesada. Tutaj nie ma miejsca na najmniejszy błąd. Baaa... nawet sam skill nie wystarczy trzeba mieć jeszcze farta. Grałem z szybkim savem w dwóch momentach, bo gdyby nie to, to chyba cały sprzęt wyleciał by przez balkon z głośnym komentarzem: "kurwa, jebane gówno".
Tak ogólnie no to poziomy nie są wybitnie długie, ale jakieś takie miałkie, powtarzalne. Widać dokładnie co pozostało z tej gry w Power Blade, a co nie. Gra znacznie trudniejsza od Power Blade. Nawet bossowie tutaj są trudni. A właśnie apropo. Kolejny duży minus. Nie widać nawet czy trafiasz w bossa czy nie. Nie ma żadnego efektu, żadnego paska życia. A dodatkowo w bossa finałowego trzeba tyle razy pierdolnąć, że kciuk do wymiany.
Więc ogólnie Power Blazer nie jest grą złą. Jest poprostu niedorobioną. Nazwał bym ją wersją beta. Jakiś najebany japończyk-betatester po wczorajszym chlaniu sake z szefem - przepuścił to gówno w takiej formie i wyszło jak wyszło. Dobrze się stało, że do USA trafiła już jednak bardziej dopracowana gra i przede wszystkim usunięto te newralgiczne miejsca, których przejście graniczy z cudem (lub milionem prób).




Bez ładu i składu, ale piszę na gorąco. Więc podsumowując za najlepszą uważam zdecydowanie Power Blade 2.
I to właśnie z tą częścią miałem najwięcej doczynienia za dzieciaka.
Power Blade 1 - nie kojarze za bardzo z dzieciństwa, ale może się przewinęła.
Power Blazer - grałem pierwszy raz w życiu.
« Ostatnia zmiana: Stycznia 21, 2022, 22:25:21 wysłana przez OsA »
Nie wiedzieliśmy, że tworzymy wspomnienia. Po prostu dobrze się bawiliśmy.