Dużo ograłem rzeczy w lutym.
Najpierw większe gry. Dokończyłem Spyro Year of The Dragon na 100%, właściwie na 117%. Gra 10/10, wszystko jest tam na najwyższym poziomie, nawet takie detale jak zabezpieczenia antypirackie

. Poszperałem na temat gry trochę w necie i jeszcze większy podziw dla twórców, że w rok dowieźli taką grę nawet już tam biorąc pod uwagę, iż mieli cały silnik stworzony. Przymykam też oko na jeden, jedyny psujący grę bug z torami oraz niedokończoną ścieżkę dźwiękową.
W ramach ciekawostki - wyrównałem rekordowy czas na jednym z torów ale gra uznana że to nie jest nowy rekord. W sumie, technicznie rzecz biorąc racja ale niesmak pozostał. Później dołożyłem kilka sekund.

Przeszedłem też kampanię Wikingów w Medieval: Total War. Najpierw na poziomie łatwym żeby zorientować się co i jak, potem na normalnym. Pełna dominacja całej wyspy - najpierw w 965 roku, potem w 880 roku. Strasznie lubię mapę strategiczną, rozwijanie prowincji, ustanawianie handlu morskiego który jest żyłą złota w tej grze a szczególnie możliwość rekrutacji coraz lepszych jednostek po postawieniu odpowiednich budowli. Ekran taktyczny z bitwami zawsze traktowałem jako taki sobie, jak mam dużo oddziałów do zarządzania to nigdy nie wyjdzie mi to, co sobie zaplanowałem w danej bitwie.
Jeszcze w lutym ruszyłem z kampanią europejską, wczesne średniowiecze jako Polacy, na łatwym bo znowu trzeba się uczyć drzewka rozbudowy oraz ocenić które prowincje są warte uwagi a które olać. Polska w early świetna frakcja na start, ma się mnóstwo neutralnych terenów na wschód, jak się pospieszy to się zamknie inne kraje przed ekspansją, nawet Nowogród na północy. Moja obecna sytuacja na screenie po prawej.

Ogrywałem też homebrew na NES / Famicom. Ukończyłem dwie gierki.
Beer Slinger to wariacja na temat bycia barmanem, pewnie graliście w coś podobnego na innych platformach. Gra warta odnotowania ze względu na świetne zastosowanie próbek dźwiękowych - nie kojarzę żadnej licencjonowanej gry z tak czystym ludzkim głosem.
Druga gra to
Blow'em Out . Prosta platformówka gdzie gasimy podmuchem świeczki na tortach. Nic specjalnego.

Teraz czas na moje największe rozczarowanie growe lutego. Kingdom Come: Deliverance. Gdzieś tak w połowie lutego wyskoczyła mi promka na GOG. Patrzę: dobrze wygląda, to będzie coś w stylu Mount & Blade? Szkoda kasy, pobiorę z torrentów

. Miałem dobre przeczucie.
Sterowanie drewno. Pierwsze dwie godziny zabawy - z osiem razy zbugowałem się w kamieniach, krzakach, różnych takich obiektach; później już się nie szwendałem poza ścieżkami. Po jakichś ośmiu godzinach dopiero dostałem coś w rodzaju intro. Pograłem ogólnie jakieś 10 - 11 godzin i odpadłem. Wszystko się okropnie ślamazarzy, właściwie nic się w tej grze nie dzieje. Od ostatniego wyłączenia gry nic mnie nie ciągnie do tytułu i jest na wylocie z dysku.
Marzec zacząłem od lekkich gier - najpierw postawiałem klocki w
Incadii ale widzę że muszę sobie dawkować tę grę. Potem przeszedłem
Tank-o-box, czyli współcześniejszą wariację na temat Battle City. Obie gry to reprezentanci gier indie z wczesnych lat dwutysięcznych.
Tank-o-box widzę że jest chyba jakimś kultowym tytułem na wschodzie, na YT dużo komentarzy napisanych w cyrylicy, możliwe że nawet mieli jakąś specjalną wersję bo ja mam tylko jeden tryb gry, a widziałem jakiś taki że gracze startują mając 99 żyć i trzeba rozwalić mnóstwo czołgów aby ukończyć poziom.
