Podkuszony tutejszymi wpisami postanowiłem się wziąć, przysiąść, i po około 23 latach posiadania kadridżyka przejść grę. Udało się po kilku próbach. Jeden cel z listy "do osiągnięcia" wykreślony. jeden powód mniej, by żyć...
Muszę się nie zgodzić z większością krytyki, która tutaj padła. Zaczynając od najbardziej charakterystycznego elementu, muzyki - okej, mamy dwa utwory, ale to jedne z bardziej rozbudowanych kompozycji na NES! Zmienne tempo, swingujący dryg sprawiają, że słuchało mi się tego bardzo dobrze, a do tego ten brzdąkający w tle kontrabas... może mam bujną wyobraźnię, ale ja słyszę kontrabas, i tak samo jak w przypadku innych gier gdzie symulowano ten instrument*, brzmi on świetnie. No i muzykologiem nie jestem, ale niech mnie spece (Mati, Yerz, Jockey, Robi) poprawią - metrum i tempo wydają się być ciągle takie same, a wrażenie szybkości wynika z grania krótszych nutek. Wszystko leży w klimacie starych bajek.
Efekty i grafa też. Jerry ma bardzo płynną animację, jak zresztą większość przeciwników, w opozycji to klasycznych 2-3 klatek naprzemiennie. Dom odwzorowano dobrze, konkretne obiekty są rozróżnialne, podobnie jak w Monster in my Pocket, lepiej się walczy "Za Żelazkiem" czy "w zębach Grabii" niż w jakiejś przypadkowej górce. Zadbano też o detale, pozornie nieistotne, takie jak animacje bezruchu. widzieliście, jak myszka skowyrnie trzęsie dupką? A jak leci do Nieba? scena żywcem wyjęta z baji, do tego świetnie udźwiękowiona. Jedyny element oprawy który mocno boli to głuchy dźwięk zderzenia z sufitem, ale to tak ten, detal. A do tego bez jakichś częstych spowolnień czy wpadek technicznych.
Świetny pomysł z tymi dużymi poziomami, tym bardziej, że zadbano o pewną nieliniowość - sznurek się rozgałęzia dosyć często i nie ma planszy, na której przejście jest tylko jeden poprawny sposób. W sumie połowa trudności gry to rozgryzienie każdej planszy, i znalezienie optymalnej trasy, druga to walka z przeciwnikami, którzy, jak wspomnieli przedmówcy, nie są w 100% przewidywalni, ale dla mnie to nie wada - dzięki temu każde kolejne podejście nie nużyło, nie czułem, że znowu muszę przejść X za łatwych poziomów, żeby dojść do fajnego momentu. Podobało mi się też, że każdy poziom przynosił jakieś nowe przeszkody czy mechaniki.
Nie zgodzę się też co do trudności. Jak na moje jest ciutkę powyżej średniej na Pegasusa, ciut trudniej niż w Contrę czy MegaMana, ciut prościej niż w Castlevanię czy Batmana, bez startu do Ninja Gaidena, Holy Divera, Battletoads i innych tam takich pogromców dziecięcych uśmiechów. Zgadzam się niestety, że niektóre "utrudniacze" są niesprawiedliwe, przede wszystkim te skoki na wiarę. Nie żeby było ich jakoś mega wiele, czy żeby nie szło się w sumie domyślić intencji twórców, ale kilka takich wrednych fragmentów znajdę. No i te kulki na 4 świecie, to już takie chamskie utrudniacze, jedyny typ przeciwnika, który nie pasuje to klimatu gry.
Co do poziomów, pierwsze dwa światy są super, potem trzeci tak jakby zaniża poziom... taki tam labirynt poskładany z podobnych elementów. Brakuje jakichś takich charakterystycznych obiektów, typu wspomnianego wcześniej żelazka, punktów odniesienia, a spychające liście... do dziś pamiętam, jak za dzieciaka odstawiłem wściekłe wyjście, gdy zepchnęły mnie na początek poziomu. Potem dobijają wspomniane kulki i gdy już się spodziewamy zjazdu po równi pochyłej, wskakuje najlepszy, moim zdaniem, poziom 4-2. I fruu wiertarą. I spoko jest aż do końca.
Nie zgodzę się też, żeby 5-2 był za trudny. Jest najtrudniejszy, ale chwila opanowania, sukcesywne koszenie wrogów i cierpliwość robią robotę. No i można cyknąć fotę. Znajdźcie mi inną grę, gdzie tak można. No znajdźcie. Nie znajdziecie, bo... nie ma takiej. Za prości są z kolei Bossowie, każdy kolejny ma więcej hapsów, ale niekoniecznie jest szczególnie trudniejszy. W sumie najczęściej wciąż ginę na pierwszym, nie umiej wyczuć tego jego plucia...
Z wad nie wspomniano o systemie punktacji. Niby można walczyć o Tabelę wyników, ale więcej niż 999950 nie dobijesz, a ten wynik idzie naklepać w 30 minut, na drugim poziomie. Sprawdziłem. Nie wiem, czy to celowe ułatwienie dla najmłodszych, ale można też tam wymaksować życia, całe dziewięć, pomimo dwucyfrowego licznika. Ot, jakby komuś było za trudno, podałem legalnego haka. W sumie bardziej by się sprawdził bonus za czas i za zebrane bonusy, trochę nie ogarniam nabijania hajskorów w grze, gdzie przeciwnicy respawnują się w nieskończoność i dają punkty, ale ok.
W sumie w ten sposób wpadłem na myśl o tym tempie melodii - gra upośledza przycisk turbo, spowalniając tempo rzutów jak za często klikasz, no a dobrze mi się klikało jak próbowałem klikać w rytm, a ten się nie zmieniał...
Na koniec mnie zastanawia, czy ograniczenia w niektórych miejscach wynikają z mocy twórców, czy ktoś się kazał ograniczyć do mniejszego ROMU... 512K i myślę, że pan Follin by nas zamiótł pod dywan!
Podsumowując, super muzyka, spoko dźwięki i grafika, dobre, acz nierówne poziomy i przyjemny gameplay - dla mnie solidne 8/10, gra bardzo dobra, ale nie mierząca w doskonałość.
*Czyli mappy, bo więcej nie pamiętam. Ale bonusowa melodia z Mappy też ma taki super rock and rollowy dryg, nie?
----------------------------
A na koniec dodatek - w ramach "zapłaciłem za błysk kartridż to skorzystam" grałem na swoim pirackim z dzieciństwa. i tak jak zazwyczaj pirackie PCB są cieńsze, przez co źle leżą w stykach i krótsze, przez co trzeba suwać gierką od lewej do prawej, tutaj Chińcowi się przycięło o pół milimetra za wcześnie, przez co za długa szyna ledwo się mieści w gnieździe w moim Famicomie. No i tak grałem aż przeszedłem, nie chcąc za często wyjmować tego carta i psuć sobie konsoli. Super motywator, polecam, motywuje mocno.