W końcu padł Gradius. Z grą miałem pierwszą styczność na 52 in 1 albo innym dziwnym pirackim multikarcie pod jeszcze dziwniejszą nazwą Graiding, ale przez długie lata zniechęcało mnie to, że po stracie życia traci się wszystkie zbierane przez długi czas power-upy i wpada się w błędne koło aż do game overu. I przyznam się, tak, korzystałem z Konami Code, ale tylko głupi by nie skorzystał w sytuacji gdzie oprócz mózgów z mackami (3 poziom od końca) nie ma absolutnie nic innego.
No to teraz pora na dwójkę, którą posiadam w oryginale... Cofam to, dwójka też padła. Cholera, nie pomyślałbym kiedykolwiek że pokocham te gry.