A ja jednak napiszę odrobinę bardziej gorzko, bo tak też się niestety czuję.
Ja rozumiem wszystko, że życie, że bida, że dom, że nauka, że żona, że dziecko, że praca, że alkohol, że gilop, że niewiadomoco. Ja to wszystko rozumiem. Staram się również zrozumieć to, że nie stać nas i chyba stać już nie będzie, aby zrobić coś więcej. Trudno. Ale do jasnej cholery. Mamy tylko to nasze party, unikatowe na skalę światową (tak, nie bójmy się tego mówić!), więc może chociaż o ten jeden zlot zadbajmy Wszyscy należycie, jak o coś wyjątkowego, albo chociaż o coś równie ważnego jak pozostałe rzeczy w naszym życiu. "Kalendarz od Lipca do Lipca" - pamiętacie? Wobec tego nie jestem w stanie zrozumieć JAK mając rok do przodu wszystko podane na tacy, rokrocznie od 11 lat spotykając się w tym samym okresie czasu, nie być w stanie ogarnąć i zaplanować tak podstawowej rzeczy jak URLOP oraz WPŁATA... I nawet proszę nie zaczynać mi tu z gadkami typu "ooo jakbyś pracował w korpo, to byś zobaczył jak to jest". Nie! Mając rok do przodu, to nawet żeby chuj na chuju jechał, nie można czegoś takiego spieprzyć, oczywiście pod warunkiem, że się tego chce. A tych chęci dostrzegam w Nas coraz mniej. To na serio bardzo bardzo przykre, bo tak jak napisał daf, to aż wstyd, żeby po tylu wspólnych latach nadal wałkowany był jeden i ten sam temat - temat obecności i kasy. A wydawałoby się, że z roku na rok wszystko powinno iść sprawniej, szybciej, łatwiej, lepiej...
Piszę ogólnikami, aczkolwiek wiem, że jest garstka osób Semper Fidelis. Szanuję! Obawiam się jednak, że to za mało, aby utrzymać włączone silniki tej rakiety.