30
« Ostatnia wiadomość wysłana przez grambezmonitora dnia Stycznia 18, 2023, 16:07:19 »
ADVENTURE ISLAND IV
Ostatnia odsłona z serii o "jaskiniowcu", któremu porwano dziewuszkę, a w tym przypadku, wpierw uprowadzono dinozaury. Twórcy obrócili wszystko o 180 stopni, co moim zdaniem nie wyszło na plus.
Gra rozpoczyna się dość niewinnie i już początek - chatka i machająca nam na pożegnanie dziewuszka - zwiastują zmiany. I rzeczywiście tak jest. O ile pierwszy etap przechodzi się niemal liniowo aż do bossa, tak dalej jesteśmy już pewni, że mamy do czynienia z metroidvanią. Poszczególne sekwencje składają się z mini-bossa oraz głównego bossa. Za pokonanie każdego z nich zyskujemy coś w rodzaju broni-umiejętności, bowiem możemy (a nawet musimy) jej użyć, aby dostać się w pewne miejsca. Teoretycznie, mógłby to być jakiś plus, ale tak naprawdę są rupiecie, których użyjemy sporadycznie, a można by je było zastąpić czymś innym. Ze wspomnianych przedmiotów, najbardziej przydatna jest moim zdaniem podlewajka do roślin, która okaże się niezwykle przydatna w wielu miejscach (i nie tylko do roślin). Natomiast z żalem stwierdzam, że udostępnienie tak znanych nam z poprzednich części toporków dopiero pod koniec gry (sic!) było w moim odczuciu chybionym pomysłem.
Właśnie, skoro już o samych poziomach mowa, najtrudniejszą częścią gry jest etap w piramidzie, zawiera on również najbardziej uciążliwego bossa, który może odebrać jednym ciosem większą ilość żyć. Na drugim miejscu mógłby się znaleźć poziom z kryształami, chociaż tam nie ma tak upierdliwego labiryntu. Pozostałe levele raczej łatwe do przejścia.
Co to za opinia o Adventure Island bez wspomnienia o dinozaurach (no, może nie byłoby to konieczne przy części pierwszej) ! Aby odblokować naszych kompanów, należy pokonać kolejnych bossów na zasadzie: 1 boss = 1 odblokowany dinozaur. Moim zdaniem jest to kiepskie rozwiązanie, jednak konieczne przy tego typu trybie gry - gdyby tak umieścić stworki w ukrytych jajkach rozsianych po mapce, twórcy musieliby albo zrobić to jednorazowo (ale wtedy jest ryzyko, że po dotknięciu wroga, dino nam przepadnie bezpowrotnie) albo musiałyby się respawnować (to znów zachęca do nabijania sobie ekwipunku). Potencjał stworków nieco marnuje się w tej części i tak naprawdę warto mieć ze sobą jedynie pterodaktyla, lecz ten jest dostępny nieco później, ewentualnie dinozaura ognistego.
Tym sposobem dochodzę do końca moich przemyśleń po grze. Choć tytuł przerabiałem ostatnio jakieś trzy lata temu, nie wypada ani trochę z pamięci , tyle że wspominam go raczej oschle niż z entuzjazmem. Cały otwarty świat gry nie zachęca, by zwiedzać go ponownie po pokonaniu kolejnych bossów. Oceniając przez pryzmat doskonałej części III, trzeba powiedzieć, że graficznie jest odrobinkę gorzej, ale wciąż ładnie. Melodie nie są tak wpadające w ucho. Ciekawy ostatni przeciwnik oraz motywy drzemki w łóżku, haseł, dobrej wróżki czy zawodów sportowych, chociaż te szybko się nudzą, jeśli posiadamy przycisk Turbo B .
Tak czy inaczej, dla fana Adventure Island i NES-a w ogóle, pozycja obowiązkowa do zaliczenia.