Guevara / Guerilla War [1988, SNK]
Jest na Famicoma pewna pula gier, które zawsze mocno zyskują w trybie dwuosobowym. Jedną z takich gier jest
Guerilla War, znana również jako
Guevara, którą postaram się w krótkich żołnierskich (partyzanckich!) słowach Wam dziś przybliżyć.
Z
Guevarą spotkałem się jeszcze w czasach królowania Pegasusa w Polsce i pamiętam moje zdziwinie związane z tym, że w grze możemy pokierować poczynaniami dwóch postaci historycznych: Che Guevary oraz Fidela Castro. Mówię tutaj o wersji japońskiej, w wydaniu na rynek USA obie te postaci stały się bezimienne. Różnicom między obiema wersjami przyjrzymy się jeszcze w dalszej części tekstu, bo jest to rzeczywiście ciekawy przykład ‘politycznego’ dostosowania tytułu pod konkretny rynek. Na potrzeby naszej recenzji skupimy się na wersji japońskiej, która mocniej osadza gracza w tle historycznym i na tej kanwie zbudujemy narrację poniższej recenzji.
Gra wita nas wizerunkiem Che Guevary oraz dosyć agresywnym podpisem jego podobizny:
“Hail Che Guevara, hero of the Cuban revolution". Następnie pojawia się krótkie wprowadzenie tekstowe, które osadza ramy czasowe w roku 1956, pośrodku trwania rewolucji kubańskiej. Wcielając się w role Che Guevary i Fidela Castro będziemy musieli stawić czoła w walce partyzanckiej siłom dyktatury Fulgencio Batisty. W wersji amerykańskiej cały kontekst historyczny uległ cenzurze ze względu na sytuację polityczną - w momencie wydania gry wciąż trwała zimna wojna między Stanami, a blokiem komunistycznym. Różnice występują również w ekranie tytułowym - poza oczywistą różnicą w tytułach gier, można zauważyć również odmienne tło, a logo tytułowe wersji amerykańskiej jest bardziej “efekciarskie” za sprawą użycia pulsującej flary ognia w tle. Wersja japońska jest dużo bardziej stonowana i nie używa żadnej animacji w ekranie tytułowym.
Skoro mamy już za sobą omówienie różnic regionalnych, powróćmy do gameplayu. Po podjęciu decyzji czy zamierzamy rywalizować w pojedynkę czy w duecie widzimy sekwencję otwierająca grę. Naszym oczom ukazuje się pędząca w kierunku nabrzeża motorówka. Po chwili widzimy przelatującą nad nią eskadrę samolotów, które bombardują płynącą z zwrotną prędkością łajbę. Żaden z trzech samolotów, które przykrywają niebo nie trafia w cel, bomby lądują tuż przy burtach. Trzeba przyznać, że ma rozmach nasza władza (dyktatorska!).
Naszą partyzancką wojnę rozpoczynamy z karabinem w ręku na skraju kubańskiej dżungli. Pierwsze co rzuca się w oczy to widok z góry oraz bardzo kontrastująca kolorystyka: zieloność otaczającej nas dżungli przecięta jest pasem brązowego traktu prowadzącego w głąb wyspy. Od razu trzeba zwrócić uwagę na bardzo dobre oddanie perspektywy. Pierwszy plan widoku w pewnych obszarach naszej wędrówki jest zasłaniany przez korony drzew palmowych. Tworzy to ciekawy efekt realnego widoku z góry, w którym nasz bohater może zostać zasłonięty przez przeszkody terenowe. Do smaczków graficznych przejdziemy jeszcze później, teraz skupmy się chwilę samym gamplayu.
Nasz bohater wyposażony jest początkowo w broń podstawową - karabin. Co ciekawe jeśli chodzi o ten bazowy arsenał, to SNK zastosowało dosyć niespotykaną mechanikę strzału: nasze naboje mają określony zasięg. Z uwagi na to strzał nie zawsze osiągnie cel. Podobnie sprawa ma się z ostrzałem prowadzonym przez naszych przeciwników. Jest to dosyć kuriozalne rozwiązanie, ale o dziwo po paru minutach okazuje się całkiem naturalne i właśnie wokół zasięgu broni gracz buduje swoją strategię walki. Oprócz karabinu nasz bohater dysponuje również granatami. Drażnić może zbyt duży rozmiar nabojów, ich proporcja jest zdecydowanie nienaturalna. Nasz repertuar broni możemy zmieniać za pomocą znajdziek, które uzyskujemy po wyeliminowaniu wrogów. Upgrade broni polega głównie na zwiększeniu jej zasięgu oraz siły rażenia. Fantastycznym rozwiązaniem, które kompletnie oczarowało mnie w czasach młodości, była możliwość przejmowania opuszczonych czołgów. To świetny pomysł, które nadaje grze jeszcze większej dynamiki i ...dodaje totalnej rozwałki.
Skupmy się chwilę na naszych przeciwnikach. W
Guevarze przyjdzie nam zmierzyć się z całą hordą reżimowych wojsk. Oponentów jest naprawdę bardzo dużo i pojawiają się z najmniej oczekiwanych stron: wychodzą dżungli czy rzek, okupują dachy budynków, kryją się na polach uprawnych, desantują z nadjeżdżających ciężarówek. Na naszej drodze staną również wrogie siły powietrzne, pancerne i morskie. Przyjdzie nam, także przebić się przez pola minowe na trasie przemarszu ku stolicy. Jeśli chodzi o bossów to są oni przyzwoicie zaprojektowani i utrzymani w konwencji wojennej. Kwestią dyskusyjną jest poziom ich trudności - wydają się trochę zbyt łatwi do pokonania, aczkolwiek walka z nimi może zająć trochę czasu, co w jakiś sposób kompensuje niezbyt wysoki poziom trudności.
Jednym z najciekawszych elementów rozgrywki jest konieczność odbijania więzionych jeńców. Ratunek dla naszych skrępowanych pobratymców podliczany się bonusem w postaci 1000 punktów. Warto odnotować, że występują takie elementy mapy, gdzie musimy mocno zastanowić się nad bezpośrednim prowadzeniem otwartego ognia z uwagi na to, że więźniowie wykorzystywani są jako żywe tarcze.
Padło już kilka słów o grafice, ale zasługuje ona zdecydowanie na oddzielny fragment w tej impresji na temat
Guerilla War. Pierwszą rzeczą, na którą chciałbym zwrócić uwagę jest fantastyczny design poszczególnych poziomów. Jeśli mamy na myśli gry w typie platformera z widokiem z boku to od razuw głowie widzimy pewien kanon famicomowego piękna .
Guerilla War jest natomiast świetnym przykładem gry z widokiem z góry, która potrafi zachwycić jakością plansz i detalami. O interesującym rozwiązaniu związanym z koronami drzew wspominałem już na wstępie tego tekstu, więc zobaczmy co więcej ma do zaoferowania
Guevara w kwestii designu poziomów.
Uwagę przykuwa spójność tematyczna zaprojektowanych widoków. Od samego startu wiemy, że jesteśmy na tropikalnej wyspie opanowanej wewnętrznym konfliktem. Naszym oczom szybko ukazują się całe linie okopów, barykad i wąskich przesmyków. Nie ma tutaj przypadku. W czasie wędrówki przyjdzie nam prowadzić walkę na farmie, w rejonach dorzecza czy kopalni. Natkniemy się na ostry ostrzał na ulicach zabarykadowanych miast, a nawet zejdziemy do kanałów. Wszystko po to, by ostatecznie trafić do przepastnej siedziby Batisty i wymierzyć mu sprawiedliwość.
Bardzo ładnie prezentuje się także design budynków: od napotykanych osad w dżungli gdzie nad drogą suszy się na sznurkach pranie po nieco surowe w swojej kolorystyce miasto, gdzie napotkać możemy hotelowe szyldy. Grafika uwzględnia momentami również padający cień co jest miłym dla oka szczegółem. W trakcie naszej wędrówki przemierzymy również niezliczoną liczbę mostów łączących wioski poprzecinane rzekami. Warto dodać, że przeprawy możemy niszczyć - nie wpływa to oczywiście na możliwość dalszej wędrówki, naszą trasę możemy pokonać wpław.
Chciałbym jednak zauważyć, że jeśli chodzi o kolory użyte w Guerilla War to ich ocena może być dyskusyjna. Miejscami są one mocno surowe i nie każdemu mogą przypaść do gustu, jest to natomiast paleta bardzo charakterystyczna dla SNK. Dla mnie barwy są adekwatne do tematu tej produkcji. Nieco brudnawe odcienie dobrze pasują do wojennego klimatu.
Jeśli już mowa o klimacie, to ten z pewnością jest bardzo dobrze budowany przez towarzyszącą muzykę. Szczególną sympatią darzę utwory z poziomu drugiego oraz z kopalni. Muzyka jest doskonałym uzupełnieniem totalnego zniszczenia, które wylewa się z ekranu. Kompozycje są dynamiczne, a często towarzyszący im dramatyzm oraz pewnego rodzaju pompatyczność idealnie współgra z naszą partyzancką misją. Złego słowa nie można powiedzieć o odgłosach broni czy wybuchów - zrealizowano to naprawdę świetnie - zresztą noisowy szum wybuchu to nasz nieodłączny kompan na trasie do pałacu Batisty.
Gra pojedyncza dostarcza dużo wrażeń, ale cały potencjał
Guerilla War ukazuje się w rozgrywce dwuosobowej. Można powiedzieć, że gra jest wręcz stworzona do przemierzania w dwie osoby. Wspólne ostrzeliwanie wojsk reżimu przynosi niesamowitą satysfakcję i… sieje totalne zniszczenie na ekranie telewizora.
Podsumowując uważam, że Guevara to naprawdę kawał bardzo solidnegj gry na Famicoma. Stoi za nią rzadka dla tytułów z tego okresu realna historia umiejscowiona na mapie czasu XX wieku (chociaż co ciekawe również realna historia lądowania w Normandii stoi za inną, niemal bliźniaczą grą SNK z tego okresu -
Iron Tank, którą również mocno polecam). Nigdy nie mogłem się zbytnio przekonać do Ikari Warriors od SNK, natomiast Guerilla War podbiła moje serce z miejsca i do dziś czuję do niej ogromy sentyment. Wielu historyków gier wskazuje na to, że Guerilla War była swoistym protoplastą serii gier Metal Slug, to chyba sporo może mówić o kalibrze tytułu, który chciałem Wam trochę przybliżyć.
Dodam jeszcze, że w grze
Guevara znajduje sie ukryta minigra Sasuke vs Commander, do której dostęp możemy uzyskać po wykonaniu odpowiedniej sekwencji wciskanych przycisków (bez problemu do znalezienia w Internecie).