Ja zacznę trochę na okrętkę. Wiecie, patrząc na tę grę, uświadamiam sobie, jak bardzo w czasie życia, edukacji, uczeni jesteśmy patrzenia na różne rzeczy w konkretny sposób - i oceniania ich zgodnie z nauczonym kodem kulturowym. Gier też to tyczy, ale choć nie mieliśmy analizy i interpretacji Maria na polaku, pisma, programy znajomi, a nawet materiały promocyjne na okładkach mówiły nam, na co zwracać uwagę i jak to nazywać. Przykładowo, ja jak dostałem PCta słyszałem o grach dwuwymiarowych, trójwymiarowych, ale nie wiedziałem do końca co to znaczy i nie obchodziło mnie to. Gra miała być fajna! A o tym, że Kozacy czy Twierdza były 2d, a nie 3d, uświadomiłem sobie lata później.
Dziś klatkaż to niemal świętość, PCtowcy śmieją się z konsolowców grających poniżej 60 FPS, sami są wyśmiewani przez bardziejszych fanów mających monitory 144 Hz czy tam więcej i każdy liczy te klatki. Contra Force jest powszechnie ganiona za spadające tempo gry. A czy mi to przeszkadzało, gdy za gówniarza małolata grałem? Czy w ogóle to zauważyłem?
Nie, ani trochę.
I teraz do początku. Contra była moim pierwszym growym uzależnieniem. Na 99 życiach otłukłem ją niezliczoną ilość razy, aż 168 in 1 "się zepsuł". Tak, dziś jest naprawiony

Kolega z ulicy miał Super Contrę na jakimś haczystowskim karcie z 9 życiami i choć moja umiejętność gry nie była wtedy najlepsza - dość powiedzieć, że rzadko przechodziłem więcej niż 1-2 pierwsze poziomy - nauczyłem się tę grę przechodzić i zrobiłem to wielokrotnie. I nie obchodziły mnie wtedy kosmity, klimaty czy cała otoczka, Contry obie było bieganiem, strzelaniem i rozpierdolem i to się liczyło.
Gdy trafiła do mnie Contra Force, oczywiście byłem wniebowzięty. Grałem, ale tutaj przeszkadzała zupełnie nieprzerobiona wersja - na 3 życiach nie zachodziłem daleko, pomimo nieskończonych kontynuacji 3 poziom był barierą nie do przejścia. Przyznaje, ten etap ze spadającą platformą i skokiem na linę, gdzie trzeba było po prostu wiedzieć, jak go zrobić, nas niszczył. Nie przeszkadzało mi to jednak uważać, że Contra Force była najlepszą grą, jaką posiadam. Do czwartego i piątego poziomu doszedłem gdy już miałem PCta, grając z Kamilkiem, mordą złotą, przyjacielem serdecznym, i wiele lat później zmordowaliśmy z nim tę grę.
Zawsze podobał mi się motyw z wybieraniem broni i zdobywaniem ulepszeń, chociaż nawet za dzieciaka troszeczkę krzywo patrzyłem na to, jak konsola "zapominała" o dokonanych przez nas zniszczeniach i możliwości farmienia skrzyneczek. Sam patent ze zmianą ludzika spoko, za to możliwość wsparcia cpu zaliczam jako ciekawostkę. Nie grzeszyli intelektem, a nadrabiali to niezniszczalnością. Te kilka modeli zachowań... nigdy nie widziałem wielkiej różnicy.No i konieczność klikania pauzy co kilka sekund. W ogóle pamiętam, że samo menu wyboru gracza w niektórych sekcjach nie działało, chyba że grało się na dwóch, jakieś zabłedowane to to. Samych sekcji gadanych za małolata nie rozumiałem, ale bardzo irytował mnie brak możliwości ich przyśpieszenia. Za to Ha ha ha ha... hum weszło do mojego slangu z bratem.
A poza tym... Contra jak Contra, skoki, wybuchy i rozpierdol. Super grafa i Muza. 9/10 i grać.
Wracając do kodu kulturowego, Pegasus nauczył nas jednego - nie oceniać gry po okładce. Ja niezmodyfikowaną Contrę Force, nawet z logo Konami, miałem na takim o to cudzie:

PS a propos niewydania gry w Japonii - strzelam, że chodzi o wbudowane w famicoma pady, które nie miały selecta. Bez wyboru broni gra zyskuje na trudności, o czym się boleśnie przekonałem, grając z machbedem na F#12.