Bionic Commando
*

Offline Preki

  • **
  • 431
Bionic Commando
« dnia: Maja 10, 2017, 00:51:01 »
Poniższy wpis będzie o jednym z najbardziej klasycznych klasyków z biblioteki Famicoma/NESa. Bionic Commando to oryginalnie gra automatowa z 1987 roku stworzona przez Capcom, pod strzechy zawitała rok później, i ta wersja różni się diametralnie od arcade'owej, więc nie jest to zwyczajny port.




Gry platformowe w latach 80-tych były, obok shooterów, chlebem powszednim. Wszędzie kopiowano podstawowe założenia Super Mario Bros., z mniejszymi bądź większymi zmianami, starając się dodać coś nowego od siebie. Ekipa Capcomu jednak postanowiła zrobić dość poważny wyjątek i usunąć mechanikę skakania jako taką. Zamiast tego tytułowy bioniczny komandos posiada wysuwaną mechaniczną dłoń, która pozwala mu się wspinać na platformy oraz przeskakiwać między nimi niczym Tarzan po lianach. Dłoń wysuwa się przyciskiem A, natomiast D-Padem wybiera się kierunek, w którym ma się wysunąć. Gdy już bohater przytwierdził się do czegoś, lewo lub prawo na wprawiają go w huśtanie, ponowne wciśnięcie A podciąga go (do np. platformy, sufitu), zaś dół powoduje zrzucenie się... do dołu. Jednak nigdy w grze nie występuje klasyczne skakanie jak z gier o hydrauliku, który przedawkował grzybki. I to stanowi sedno gry, sprawiając równocześnie, że jest trudniejsza od reszty platformówek z NESa, jak i w ogóle zalicza się do gier trudnych. Przede wszystkim wpływ na to ma fakt, jak ciężko przywyknąć do sterowania, ale gdy to mamy za sobą, to już połowa sukcesu.

Zamiast standardowego przechodzenia poziomów jeden po drugim latamy helikopterem po mapie i decydujemy, gdzie mamy się udać. Obszary dzielą się zarówno na takie, gdzie walczymy z wrogiem, jak i neutralne, gdzie można skontaktować się z sojusznikami oraz zdobywać dodatkowe przedmioty. Nie można jednak ot tak polecieć do ostatniej lokacji - trzeba wpierw dorwać w swoje ręce wymagane później bronie, komunikatory i inny ekwipunek. Przed wejściem do akcji pokazuje się menu wyboru sprzętu - broń, oporządzenie dodatkowe (używane przyciskiem Start) oraz komunikator (wymagany do danych obszarów). Ponadto po mapie poruszają się patrole wroga - gdy nasz helikopter skrzyżuje z nim swoją ścieżkę, przenosi gracza do poziomu w stylu innej gry Capcomu - Commando. Pokonywanie wrogich patroli dodaje graczowi dodatkowe kontynuacje, i jest to niemal konieczne aby przejść grę. Zasadniczo poczas gry eliminujemy siły wroga strzelając w nie z karabinu. Od zwykłych żołnierzy po różne ich rodzaje, rozmaite pojazdy. Każdy pokonany żołnierz zostawia po sobie coś, co wygląda jak nabój - gdy uzbieramy odpowiednią ilość tych przedmiotów, do paska zdrowia dodaje się jedna kropka, takie jakby levelowanie - na początku gry gracz może przyjąć na siebie tylko jedno trafienie! Bohater może też wyłącznie strzelać w lewo bądź prawo, choć istnieją bronie które tę regułę nieco naginają. A skoro mowa o orężu, ten jest bardzo zbalansowany. Zwykły karabin robi przeciętne uszkodzenia, ale jego pociski lecą cały ekran, rozpylacz ma spory kąt rażenia, ale na krótkim dystansie, itp. W poziomach możemy odwiedzić radiostacje, w których istnieje możliwość kontaktu ze sprzymierzeńcami jak i podsłuchiwanie wroga, które może się zakończyć inwazją spadochroniarzy (nawet przez sufit!). Jednocześnie radiostacje pełnią rolę checkpointów na wypadek straty jednego życia. W razie wyboru nieodpowiedniego ekwipunku bądź niefajnej sytuacji, można wrócić do ekranu mapy poprzez kombinację przycisków A+B+Start.

Audiowizualnie, jak to u Capcomu - wyśmienicie. Grafika w samej grze jest dość prosta, a zarazem estetyczna i przejrzysta, zaś dialogom towarzyszą szczegółowe facjaty rozmówców. Do muzyki też nie mam zastrzeżeń, perfekcyjnie oddaje militarne motywy, których po takiej grze można się spodziewać. Zaś utwór przygrywający w strefie neutralnej brzmi nieco jakby wzięty z Megamana 1, podobnie jak co niektóre efekty dźwiękowe.

Na koniec zostawiłem sobie najciekawszy kąsek do omówienia - fabułę! Jest rok 2010, narrator (jak się okazuje - jest nim niejaki Super Joe), wspomina swoje dawne lata i opowiada o człowieku, którego dawno temu przyszło mu poznać. Według niego, w roku 198x odnaleziono stare dokumenty o projekcie Albatross, który to był planem stworzenia broni ostatecznej. Dokumenty te przechwycił Imperator Killt, który do dopełnienia planu potrzebuje wskrzesić wcześniejszego dowódcę Imperium, Mastera-D. Aby powstrzymać plan Imperium Baddsów, bliżej nieznana Federacja wysyła Super Joe'a, jednak ten zaginął w akcji. Zadaniem Rada Spencera, bohatera gry, jest uratowanie Joe'a i powstrzymanie Baddsów przed ukończeniem Albatrossa. Dobra, nie owijajmy w bawełnę - to jest kit, który przedstawiono Amerykanom i Europejczykom. Oryginalna japońska wersja traktuje o projekcie Albatross jako starym planie III Rzeszy, który Fuhrer neonazistowskiej IV Rzeszy Weissmann chce dokończyć, do czego jednak potrzebuje... wskrzesić ADOLFA HITLERA! W rzeczy samej, tytuł oryginalnej wersji brzmi Hitler no Fukkatsu, czyli dosłownie Wskrzeszenie Hitlera. Jeśli brać pod uwagę te wydanie, to mamy do czynienia z grą która na cztery lata przed Wolfensteinem 3D miała nazistów za pospolitych przeciwników oraz Hitlera jako końcowego bossa, i warto tu wspomnieć o czymś co wynagradza karkołomne zmaganie się z tą grą - o słynnej wybuchającej głowie!


Swastyki, określanie wroga jako nazistów czy imię wodza może i rozbiły się o cenzurę Nintendo of America, ale ten drobny szczegół jakoś prześlizgnął się pod radarem. No bo wiecie, marketing był taki, że gry to zabawki dla dzieci - co z tego że w wielu tych grach strzela się do ludzi (choć ci czasem byli zamieniani w roboty dla świętego spokoju), ważne aby nie było słów takich jak śmierć, umrzeć, czy tego, no... Hitlera :P

Co by tu powiedzieć? Ciekawe podejście do platformówek, wciągająca mechanika, wyśrubowany (choć zdrowo rosnący) poziom trudności i ocenzurowany Hitler jako końcowy boss! Dla hardkorowych fanów NESa pozycja obowiązkowa. A jak ktoś chce wersję bez zmian wprowadzonych z myślą o rynkach zagranicznych, zawsze może pobrać łatkę na wersję japońską, która jednocześnie poprawia tłumaczenie (wersja amerykańska zawiera pełno Engrishu!) i zmienia tytuł gry na Bionic Commando - Return of Hitler.

PS. Chyba w tych trzech ostatnich akapitach użyłem słowa "Hitler" częściej, niż pewien poważny europoseł.