Dla mnie natomiast najlepszą piłką nożną na naszą wspaniałą konsolę będzie Soccer simulator.
I spoko, każdy ma swoje gusta. Ale nie nazywaj się więcej Polakiem.
No dobra, Goal 3 może do polskości niczyjej nic nie ma, ale dobrze zacząć memikiem. Natomiast ma wiele do (moich) pegasusowych wspomnień. Cytując śp. Krzysztofa Kowalewskiego "Ty stara ku[szo], zmarnowałaś mi dwadzieścia lat życia". Ale piękne to były wspomnienia, nie zapomnę ich nigdy. Ale od początku.
Goal 3 (choć pełna nazwa ma pewny wdzięk, to tej krótszej będziemy się trzymać) to piłka kopana od firmy Technos. Protagonistą jest oczywiście Kunio, który miał już wcześniej okazję biegać, skakać, latać (?), pływać, a teraz wraca do kopania piłki wraz z reprezentacją Japonii – tym razem na międzynarodowej arenie (choć tu zależy, jak rozpatrujemy Nintendo World Cup, bo Nekketsu Kōkō Dodgeball Bu: Soccer Hen było rozgrywane tylko w Japonii, ale NWC już nie, więc może nie jest to jego pierwszy raz na międzynarodowej scenie, ale zdania ekspertów są podzielone, później zadzwonię i dowiem się, czy już ustalili ostateczną wersję).

Kwintesencją Goala 3 nie jest oczywiście oddanie realizmu piłki kopanej. Do tego stopnia, że trudno tę grę w ogóle nazwać symulatorem (a jeśli tak, to Rocket League też chyba można pod symulatora podciągnąć). Tak jak w innych grach od Technosa mamy do dyspozycji rozmaite zagrania oprócz tych standardowych z futbolu, a wśród nich super strzały, które wysyłają rywali w przestrzeń kosmiczną, możliwość noszenia kompanów na barkach, wejścia z kolanka prosto w (nie)spodziewających się tego rywali, czy też jedno z moich ulubionych – obroty w podskoku z wysuniętą jedną nogą, jak Ryu ze Street Fightera podczas Tatsumaki Senpukyaku. Wszystko to mające na celu umieścić piłkę w bramce rywala albo powstrzymać go przed dokonaniem tego samego. W sensie nie do swojej bramki, tylko rywala, czyli bramki rywala naszego rywala aka nas.
To jednak tylko połowa prawdziwego Goala 3 i to chyba ta mniej ważna połowa. Goal 3 nie byłby Goalem 3, gdyby nie warunki atmosferyczne, które dodają tej produkcji tak zajebiście dużo smaczku, że pies Makłowicza rzuca koperek i pędzi do konsoli. Piłka leci w kierunku twojej bramki, ale możesz być spokojny, bo pilnuje jej bramkarz? JEB, Zeus trafia prosto w golkipera i przegrywasz 0:1. Chcesz przejść do ataku po wygranej walce w środku pola? JEB, tornado pochłania ciebie razem z piłką i wyrzuca obu za linię boczną. A skoro ty ostatni dotknąłeś futbolówki, no to aut dla przeciwnika, gg wp. Nie pamiętam tak szczerze, czy jest to bardzo frustrujące podczas gry solo, bo – tu jedyna łyżka dziegciu – tak naprawdę solowa kampania jest w sam raz na raz i jak już się ją raz przejdzie, żeby tylko dostać ten puchar, to kolejne nie dają takiej frajdy. Zwłaszcza że sztuczna inteligencja nie umie w szybkie sprinty*, przez co jest znacznie łatwiej (ale też nie do tego stopnia, że w finale pokonamy Włochy 10:0, co to to nie). Ale jeśli chodzi o najlepszą zabawę w duecie (albo większej liczbie, o ile jest taka możliwość), trudno mi o lepszą grę spośród pegasusowych. Wybaczcie fani wszelkich Kontr (ups), Doubdo Dubgonów, Battletołdsów i innych bijatyk, czy też Soccerów, Hockeyów, Ice Climberów, Mikro Maszyn, you name it.
Konkluzja: GOAL 3 jest grą super w duecie i mniej super solo. Na większe szczegóły nie będę się tu rozbijał, bo trochę zakurzony jestem w kwestii pisania o Pegasusach, ale może przy innej okazji się uda. Ocenki sobie jednak nie odmówię:
(GOAL )
3/3,157894736842105. Czyli jakoś
9,5/10
*Dla niewiedzących – kontrolowany przez was pan kopacz może zasuwać jeszcze szybciej, jeśli zamiast dwukrotnie tapnąć dla zwyczajnego sprintu będziecie naparzać strzałkę w kierunku biegu (ang. press repeatedly).