Dobra, podsumowując star force - o ile mi wiadomo, przeciwnicy lecą falami "po kolei", tak samo jak i poziom, ale są to systemy niezsynchronizowane, więc ewentualna utrata życia może sprawić, że przeciwnik pojawi się na pozornie nieznanym terenie. Same "fale", zarówno terenu, jak i przeciwników, są w pełni liniowe i przewidywalne, ale zgon może nas przenieść w przód lub wstecz w terenie.
Zadnych info o ewentualnych rozgałęzieniach więc jak miałeś coś, co wykracza poza ten schemat, to albo bug, albo jakiś easter egg.
Co do Zanac, to muszę przyznać, jestem zachwycony.
Jak pierwszy raz grałem te kilkanaście lat temu, to gra podobała mi się średnio. Przeszkadzał mi fakt, że trzeba bardzo, bardzo szybko klikać B w celu uzyskania optymalnej prędkości strzałów co nijak nie synchronizowało się z drugą bronią i to mnie zniechęciło. Raz już wiem, że są na jedno i drugie sposoby i myki.
Sama gra to oldsulowy shmup, bez elementów Bullet Hell czy Gradiusowego labirytnu, stawiający bardziej na destrukcje wrogów niż ciasne uniki i granie na pamięć. Wbrew moim obawom, System bardzo fajnie poziomuje trudność. Nie jest to model z Współczesnych ścigałek, gdzie gumowa lina cały czas pilnuje, żebyśmy zawsze mieli szanse - jeśli zbyt podbijemy trudność, to zanim natracimy dość żyć, dostaniemy porządne wciry. Dwa ostatnie poziomy chyba i tak lecą na wieczyście zmaksowanej trudności a poza tym większość gry i tak łatwiej czyścić ekran niż liczyć na ewentualną litość Systemu za niską ilość wyplutych nabojów.
Gra jest dość długa i sklecona z powtarzalnych elementów, które dają około 1,5 godziny rozgrywki, ale właśnie ze względu na zmienny poziom trudności, nie nużą. W przeciwieństwie do innych dobrych strzelanek na NES jak Burai Fighter czy Over Horizon, nie ma dłużyzn, gdzie lecimy i z pamięci czyścimy kolejne pomieszczenia, ani momentów nieuczciwych, gdzie nie da się nic zrobić albo skucha jest jednoznaczna z game over - pozdrowienia dla Gradiusa. Jeśli ani nasz skill, ani dobrane bonusy nie wystarczą, zawsze można podnieść kolejny i nawet utracić ulubioną broń z dopałką w zamian za chwilową nieśmiertelność. Bronie to z resztą też fajny element, o ile każdy szybko znajdzie swoją ulubioną, to chyba każda ma swoje zastosowanie i moment, gdzie wybitnie się przydaje. Tylko piątki jakoś nie polubiłem, ale wiem, gdzie mógłbym ją z powodzeniem zastosować.
Polecam wersję FDS, która co prawda ma ciut mniej grafik, ale lepiej wypada dźwiękowo. pal licho ciut przyjemniejszą tonację muzyki, to dodatkowy kanał sprawia, że gra nie musi wybierać pomiędzy efektami dźwiękowymi a muzyką i pomaga zbudować te cudowna więź z konsolą, grową immersję w języku shmupów zwaną Strefą.
Czegoś brakuje? Bossów z prawdziwego zdarzenia, chociaż widząc, jak dobrze się bawiłem, tłukąc tych poskładanych z klocków lego, to chyba nie mogę narzekać.
Biorąc pod uwagę, że gra wyszła w 1986 i jeszcze zmieściła się na jednej stronie dyskietki, mogę powiedzieć wprost - majstersztyk. I na pewno najlepsza gra z gatunku wydana do tego momentu na NES. A później, co może konkurować? Gun-Nac? Recca? Tych gier nie ma wiele, to na pewno...
9/10