Tekst pochodzi z 2012 roku ... - Ehhh, wiem śmierdzi Wam mitomanią. Czuję ten Wasz oddech na plecach i głos który mówi: "Napisz coś nowego, a nie wrzucasz stare spleśniałe teksty." Oka, obiecuję, że tak będzie. Wyselekcjonuję tylko to co warto, bo to jakby nie było kawał mojej pracy.
grafikę wcięło przez hotlinki /daf
Witam serdecznie moi kochani. Dzisiejszą noc zachciało mi się spędzić samotnie z moim NES'em i za cel obrałem sobie w końcu przejście tej cholernej Cvani pierwszej. Cóż, mogę powiedzieć, że dopiąłem swego (w końcu) i podołałem zadaniu. Z racji tego chciałem podzielić się moją refleksją. Poczynając od szaty graficznej to moim skromnym zdaniem kawał piekielnie dobrej roboty. Klarowność i przejrzystość wszelkich obiektów nie pozwala na popełnienie nieoczekiwanego błędu, o który nietrudno zresztą. Poza tym bardzo ciekawie i klimatycznie zaprojektowane lokacje sprawiają, że z ekranu nie wieje nudą. Pomimo upływu 25 lat nadal można wczuć się w fajny gotycki klimat. Od strony dźwiękowej również nic do zarzucenia. Melodie wyśmienicie skomponowane i słucha się ich z niekłamaną przyjemnością, natomiast reszta odgłosów nie drażni uszu. Co do samego sterowania oraz poziomu trudności to już niestety nie same superlatywy. Przede wszystkim drażni pewna "sztywność" bohatera. W momencie otrzymania obrażeń (nie w momencie wchodzenia, lub schodzenia po schodach) nasz bohater robi automatyczny odskok, co w momencie przebywania nad przepaścią bardzo, ale to bardzo często irytuje. Dodajmy do tego wszystkiego jeszcze znalezienie się w krzyżowym ogniu medusa's head i mamy syndrom lekkiego kołatania prawego przedsionka, czyli już nie irytacja, a zwyczajne wkurwienie. Druga sprawa to totalne uzależnienie od święconej wody, która nie dość, że kosztuje tylko jednostkę energii (gromadzonej podczas zbierania serc), unieruchamia każdego oponenta i zadaje obrażenia przez kilka sekund. Chyba każdy nie jeden raz poczuł sporą konsternację podmieniając sobie (zupełnie przez przypadek) wodę święconą na inny item, który szczerze powiedziawszy jest ch..a wart. Potrójne k.wa mać zapewne objawiło się niektórym posiadającym tabliczkę z napisem III, która pozwala wyrzuć 3 butelki w jednym czasie. Konkludując wywód na temat święconej wody powiem wprost (Bez niej nie dałem rady już przy czwartym bossie tj Frankenstein z tym skaczącym garbatym cwelem, a i nawet trzeci tj. dwie mumie, dawały się we znaki. Z nią nawet ostatni boss nie stanowi większego problemu). Tak więc wszystkim, którzy jeszcze nie skończyli, bądź nie grali wcale w Castlevanie, radzę "czcić wodę święconą, jako przenajświętszy sakrament egzystencji i zważać na każdy rozbity przez Was kandelabr, gdyż drzemać może w nim ziarno nieprawości i zepsucia" czytaj podmieni Ci wodę na ch.a warty sztylet. Tyle moi drodzy. Dzięki za przeczytanie. Moja ocena 8/10 za dwa wyżej przytoczone mankamenty.
P.S. Dobrze, że twórcy gry okazali się nieco wspaniałomyślni i w ostatnim epizodzie, w momencie dotarcia do Draculi nie musimy już pokonywać całego, nie do końca łatwego do przebycia poziomu, po użyciu opcji Continue. Zaczynamy od miejsca przed samym bossem, co nie ma miejsca w przypadku poprzednich etapów. I na koniec taka ciekawostka wynikająca z powstałego prawdopodobnie błędu. Mianowicie zaczynając grę do czasu pierwszej utraty życia nie było muzyki. Wszelkie dźwięki otoczenia były słyszalne poza melodią. Spowodowało to dość ciekawy efekt dreszczyku potęgujący poczucie osamotnienia podczas przemierzania starego zamczyska.