Skończyłem wczoraj Live a Live na switcha.
Pamiętam że ten tytuł miał na którymś polskim forum wysmarowany gigantyczny wątek-recenzję, który na 1000% będzie dużo
lepszy niż cokolwiek co napiszę - lecz nie potrafię za cholerę sobie przypomnieć gdzież on był. Jeśli sobie to przypomnę - podlinkuję go.
Live a Live oryginalnie wyszedł na Snes'a, ale pech chciał, że gra przez parę dekad pozostawała bez Angielskiej, oficjalnej,
lokalizacji. Ci, którzy w ten tytuł zagrali poza Japonią, dotykali się go więc przez fanowską translację - jednak sam w nią dłużej
nie grałem, więc nie mam tutaj szczególnego porównania do oryginału.
Live a Live na switchu wygląda bardzo dobrze. Wygląda jak zaginiona gra z ery PS1, której podbito znacznie efekty graficzne i polepszono
tekstury - ale efekt jest estetycznie rzecz biorąc, świetny. Postacie występują tu jako sprite'y 2D, a otoczenie jest 3D, ale wszystko
się aranżuje bardzo dobrze. Najbliżej temu stylowi graficznemu do DQVII na PSX'a, czy DQV na NDS'a -> tyle że dodane post efekty,
takie jak efekty głębi, skupienia soczewki, czy dynamiczne przeloty kamery, dodają znacznie dramatyzmu. Dźwiękowo jest też świetnie -
gra tutaj bardzo dobra orkiestrowa aranżacja muzyki z oryginału. Dodano też voice dubbing - jest dostępny w języku Angielskim, jak
i również w języku Japońskim - wybór jest tu więc między ultra cringe'm a ładnie zagranym voice dubem.
Co do samej zawartości gry... to najbliżej temu jakiejś antologii, zbiorowi opowiadań, tyle że w formie gry.
Jest tutaj ponad 7 osobnych rozdziałów, z czego każdy różni się charakterem swojej historii, i ma inne mechaniki.
Mamy tu i smutną historię o Cowboyach, i klona Mazingera Z , i prehistorycznych jaskiniowców...
Pojedyńcze rozdziały możemy rozgrywać w dowolnej kolejności. Rozdziały tez nie są równe - jedne to przygody na godzinę,
inne to doświadczenia na godzin parę. Co jednak łączy wszystkie te rozdziały, to w miarę wspólna mechanika
walki.
Mechanika walki w Live a Live, przypomina nieco szachy - też dostajemy kwadratową planszę, na której porozstawiani
są protagoniści i przeciwnicy. Każdy atak ma inne pole rażenia na tej szachownicy, niektóre efekty też na tej szachownicy
zostają. Co ciekawe, każda historia ma swoje osobne ataki, które mają osobne pola rażenia - więc nie jest tak że przechodząc
z historii do historii nagle będziemy wiedzieć na 100% już co działa lub nie - za każdym razem czuć ten efekt jazdy "od nowa".
Wrogowie mają też swoje słabości lub odporności - więc nie starczy na ślepo atakować jednym atakiem, albo wybrać tryb
"auto" jak to w niektórych JRPG ostatnimi laty bywa, by gra expiła się niemal sama. Miałem wręcz wrażenie, że każda walka
w tej grze to rzeczywiste staranie się o przeżycie - bardzo często obskakiwałem wpierdziel pomimo spędzonego czasu na
grindowaniu danej postaci - i to na prostych walkach z "podrzędnymi" przeciwnikami. Jest więc staroszkolnie, i ciekawie.
A teraz mały spojler - tutaj spojluję nieco koncówę gry.
Sorry but you are not allowed to view spoiler contents.
Czy warto? Tak, choć trzeba mieć na uwadze - jeśli ktoś nie grał w doskonałe Final Fantasy VI, które wyszło w podobnych
ramach czasowych, powinien najpierw spróbować FFVI.